Üç Güzeller
Podobno żyły sobie kiedyś trzy piękne dziewczyny i wielu chciało zdobyć ich serca. Zbyt wybredne i zadufane w sobie odrzucały jednak wszystkie zaloty. Za karę zostały zamienione w równie oziębłe skały i stoją sobie teraz nad doliną gdzie smaga je chłodny wiatr. To Üç Güzeller i nasz kolejny przystanek. Trzy wysmukłe skały przykryte niewielkimi kamiennymi kapeluszami musi zobaczyć każda wycieczka. Z nami są na pewno Turcy i Japończycy. W tym wielojęzycznym zgiełku zrobienie „prywatnej” fotki z trzema dziewicami nie jest łatwe, ale warto spróbować.
Opodal nich stoi sobie samotnie skalny grzyb i dopiero na jego przykładzie widać jak różna jest podatność poszczególnych warstw skalnych na erozję. Kiedyś z wielkim hukiem się zawali, a jego kapelusz potoczy się w dolinę. Czy do tego czasu ktoś zdąży go nazwać?
Postój dobiega końca i ruszamy dalej. Po drodze zatrzymujemy się w jednym z lokalnych zakładów kamieniarskich, gdzie możemy zobaczyć proces toczenia i szlifowania wyrobów z alabastru. To znamy już z Egiptu więc zamiast maszyny wolę pokazać Wam otoczenie warsztatu, gdzie dojrzewają sobie tureckie pomarańcze.
Derbent Vadisi
Temperatura barw rośnie z każdą chwilą i słońce przechyla się ku zachodowi. Tak docieramy do Derbent Vadisi czyli Różowej Doliny chociaż Derbent to dosłownie – Żelazna Brama. Tak nazywa się przesmyk między morzami Kaspijskim i Czarnym ale nie udało mi się ustalić skąd nazwa ta przywędrowała do Kapadocji. Przewodnicy nazywają ją także Doliną Wyobraźni, bo w skalnych tworach każdy może zobaczyć coś innego.
Najbardziej charakterystycznym jest chyba kamienny wielbłąd, którego z pasją otoczyła właśnie grupa japończyków. Niektórzy widzą w nim jednak ogromnego ślimaka. To już ostatnia okazja by nacieszyć się pięknem Kapadocji podczas tego najdłuższego dnia, który rozpoczęliśmy kilka minut po 3.00. Wieczorem wracamy na drugą noc do hotelu Suphan w Avanos.
Z rana pojedziemy na północ, na spotkanie z kolejną starożytną atrakcją jaką będzie dawna stolica imperium Hetytów.