W Antalyi lądujemy dobrze przed wschodem słońca. Nie zobaczymy tureckiego wybrzeża z samolotu, ale za to będziemy mieć do dyspozycji cały dzień przed wyruszeniem w trasę. Na lotnisku zaskakuje nas liczba kilkunastu oczekujących autokarów i busów. Nie zmarnujemy więc kilku godzin na rozwożenie po hotelach jak to bywało w Egipcie. Zgodnie z informacją rezydentki nasz autokar jedzie do dwóch hoteli położonych w samym centrum, blisko morza i oddalonych około 5 minut jazdy od siebie. Jest bardzo dobrze i aż ciśnie się na usta pytanie czy nie za dobrze. Odtąd pozostajemy pod opieką tureckiego kierowcy, a bliższe informacje będą na nas czekać w hotelach. Część naszej grupy zostaje w hotelu przy pięknej ulicy, a morze widać jak na dłoni. My ruszamy dalej. Mija 15 minut, centrum coraz bardziej się oddala, a po 30 minutach nie mamy już wątpliwości, że wyjeżdżamy z Antalyi pnąc się pod górę szeroką dwupasmówką w kierunku na Ankarę i Istambuł.

Tuż obok stacji benzynowej zjeżdżamy w prawo do hotelu Keptur. Kierowca odnajduje jakiegoś pracownika, który  na podstawie listy przydziela nam pokoje w wolno stojących bungalowach. Trafiamy na pierwsze piętro odnowionego budynku. Jest fajnie poza tym, że z nikim nie można się porozumieć.  Zgadujemy, że recepcja zaczyna pracę później więc podobnie jak pozostała szóstka decydujemy się na odpoczynek. W końcu od wyjazdu z domu minęło już 12 godzin, a za nami nieprzespana noc. Około 9.00 idziemy do recepcji gdzie wita nas miła i uśmiechnięta dziewczyna. Z sympatią przyjmuje nasze Günaydin! (dzień dobry) ale na tym nasz turecki się kończy. Przejście na angielski zmienia uśmiech dziewczyny w totalne zakłopotanie. Nie rozumie naszego pytania o informację, która miała na nas czekać i nic takiego nie znajdujemy. Pytanie o śniadanie tłumaczymy w końcu na język migowy i sukcesem kończymy pierwsze spotkanie z Turcją, bo znamy już kierunek do restauracji.

Z naszej grupki nie ma jeszcze nikogo, a tabliczka przed wejściem informuje, że śniadanie kończy się o 9.00 a więc już było. Na szczęście przewidujemy takie problemy i mamy swoje zapasy. Chcieliśmy wykorzystać ten dzień na poznanie Antalyi, ale pierwszy spacer przekonuje nas, że to zbyt ryzykowne. W pobliżu nie ma żadnych przystanków zorganizowanej komunikacji. Autostopem do centrum oddalonego o około 20 km da się dojechać bez problemu, ale jak wrócić? Ostatecznie rezygnujemy i wydłużamy spacer. Tak docieramy do malowniczego wodospadu i po raz pierwszy spotykamy się z postacią Mustafy Kemala Atatürka. To jemu kraj zawdzięcza niepodległość i rewolucyjne przemiany społeczne, które ukształtowały współczesny obraz Turcji jaką zaczynamy poznawać.

Odcięci od jakichkolwiek informacji i bez kontaktu z rezydentem możemy tylko czekać. Co kilka godzin dołączają kolejni turyści i staje się jasne, że tworzy się w ten sposób grupa z którą ruszymy w drogę. Wreszcie ktoś przynosi wiadomość, że spotkanie z pilotem odbędzie się o godzinie 18.00. Do tego czasu próbujemy bezskutecznie wymienić pieniądze w hotelu na podstawowe zakupy, aż kompletnie załamana recepcjonistka dogaduje się z obsługują stacji benzynowej i możemy zapłacić w Euro. Reszta, jaką otrzymujemy, to nasze pierwsze tureckie liry. Blanka, która będzie z nami przez dwa tygodnie, okazuje się silnym przywódcą, a jak pokaże czas te cechy będą niezbędne by zapanować nad blisko 40-osobową grupą. Jest po turkologii i włada tym językiem jak własnym. Wreszcie żyjemy.

<- Poprzedni
 
Następny ->