To już ostatni etap naszej wędrówki po Etiopii. Opuszczamy Golden Gate Hotel w Dessie i ruszamy do Addis Abeby. Potem pozostanie nam tylko zwiedzenie stolicy. Jednym z większych miast na trasie około 120 km od celu będzie Debre Byrhan położone na wysokości 2840 m n.p.m. a zatem znów będziemy przebijać się przez góry. Pomimo, że będziemy jechać wzdłuż Wielkiego Rowu Afrykańskiego widoki nie będą tak spektakularne jak poprzednio. Dlatego tym razem w swoich migawkach więcej miejsca poświęcę ludziom.

Na początku drogi spotykamy pojedyncze gelady, ale potem będzie ich zdecydowanie więcej. Popatrzmy zatem przez chwilę na codzienne sceny z życia i jego warunki.

Jadąc przez Kemise, Karakore i Sentebe spotykamy uczniów miejscowych szkół średnich i jak widać po mundurkach są to szkoły prywatne lub prowadzone przez zagraniczne fundacje. Cóż powiedzieć? – szczęściarze na tyle bogaci by kiedyś sięgnąć po studia. Niestety taki widok należy do wyjątkowej rzadkości.

W rejonie Tarma Ber trafiamy na duże stado gelad. To wyjątkowe małpy z rodziny koczkodanów, które żyją tylko w Etiopii i Erytrei na wysokości ponad 2000 m n.p.m. Gelady brunatne nazywa się czasami „małpami o krwawiącym sercu” z uwagi na charakterystyczne ubarwienie sierści a raczej jej brak w okolicach klatki piersiowej i gardła.

U samców ta czerwona odsłonięta skora na piersi wyraźnie przypomina serce. Gelady nie potrafią wspinać się po drzewach natomiast po skałach poruszają się nie mniej sprawnie jak kozice, a noc spędzają na skalnych półkach. Odżywiają się głównie trawą ale nie pogardzą też innymi roślinami a nawet trzciną cukrową. W tym miejscu wyraźnie przyzwyczaiły się do obecności człowieka i wręcz czekają na drodze na jakiś poczęstunek. Wykorzystując to mogę wreszcie nacieszyć obiektyw ich obecnością.

W pobliżu miejscowości Ankober możemy wreszcie zobaczyć czym jest Rów Afrykański. Tym wyjątkowym miejscem widokowym jest szczelina w klifie powstała w wyniku trzęsienia ziemi. Przewodnik nazwał ją Okiem Afryki ale pod tą nazwą raczej nie znajdziecie jej w sieci bo jest przypisana zupełnie innemu zjawisku geologicznemu. Przez miejscowych nazywana jest Okiem Menelika II który właśnie w Ankober się urodził. Widok jest niesamowity ale trzeba trochę zboczyć z głównej drogi i naprawdę warto. Miejsce jest na razie trudno dostępne ale chyba zasługuje by stać się jedną z turystycznych atrakcji. Na razie jego walory odkryli miejscowi rzemieślnicy i handlarze, którzy z pewnością skuszą Was na zakup unikalnych pamiątek.

Co ciekawe naukowcy zauważyli tworzenie się nowego rowu tektonicznego w północnej części regionu Afar gdzie zbiegają się płyty tektonicznych: afrykańska, arabska i somalijska. To bardzo świeży twór zapoczątkowany w roku 2005 serią niewielkich wstrząsów sejsmicznych oraz erupcją wulkanu Dabbahu. W wyniku tego doszło do ogromnego pęknięcia skorupy ziemskiej które stopniowo rozpychała spływająca magma. W 2009 roku szczelina główna osiągnęła 63 km długości a jej głębokość sięga kilku kilometrów. Krawędzie szczeliny oddaliły się już od siebie na co najmniej 6 metrów i naukowcy sądzą, że będzie ona prawdopodobnie zaczątkiem nowego morza, a wschodni cypel Afryki oderwie się kiedyś od kontynentu.

Prawie dwie godziny później jesteśmy w Debre Byrhan, niewielkim miasteczku liczącym około 70 tys. mieszkańców chociaż jak wspomniałam są to tylko dane szacunkowe. Mieści się tu Uniwersytet Debre Byrhan, wyższe szkoły prawa, informatyki i politechnika, a także wyższa szkoła policyjna. Niestety nie ma tu żadnych zabytków i nic do zwiedzania. Aż trudno uwierzyć bo już w połowie XV wieku Debre Byrhan było cesarską stolicą Etiopii. Założył ją około 1456 roku jeden z najwybitniejszych władców Etiopii Zara Yaqob, który wybudował tu dwa kościoły i wielki cesarski pałac. Stąd władał przez kolejne 12 lat, a po jego śmierci także jego syn. Ten niestety szybko wrócił do koczowniczego trybu życia i był to początek upadku stolicy. Debre Byrhan jako wioska odżyła w XVIII wieku gdy kolejni władcy docenili okolicę jako doskonałe tereny łowieckie. Miejscowy władca Sahle Selassie na początku XIX w. odbudował miasteczko i postawił tu Kościół św. Trójcy (Debre Byrhan Seliassie). Około 1878 roku Debre Byrhan na krótko znów stało się stolicą. W 1906 roku wspomniany kościół odrestaurował cesarz Menelik II i praktycznie będzie to jedyne miejsce które odwiedzimy. Z uwagi na liczbę wiernych nie uda się jednak wejść do środka.

Około godz. 17.00 zajeżdżamy do wioski zamieszkałej przez społeczność Oromo. To największa w Etiopii grupa etniczna licząca ponad 30 mln a więc ponad jedną trzecią całej populacji. Oromo to wojownicy i pasterze którzy już w XV i XVI wieku zaczęli migrować z terenu terenu dzisiejszego Somali do północnej Kenii i Etiopii. Zmusiło ich do tego postępujące wysychanie pastwisk i zagrożenie ze strony muzułmańskich sułtanatów. Pomimo liczebnej dominacji Oromo zawsze byli spychani na margines polityki i etiopskiego społeczeństwa.
Sytuacja ta była przyczyną wielu ostrych konfliktów, a jednym z ostatnich była próba zamachu stanu której w czerwcu 2019 roku dopuścił się szef sił bezpieczeństwa regionu Amhara gen. Asaminew Tsige zabijając szefa sztabu etiopskiej armii oraz gubernatora regionu Amhara. Powodem była narastająca frustracja ludu Amhara po tym jak w 2018 roku po raz pierwszy premierem kraju został muzułmanin Abiy Ahmed wywodzący się z Oromo.

Warto wiedzieć, że Oromo są wyznawcami islamu i początkowo przyjęli tę religię może nie tyle z przekonania ale na złość Amharczykom i Tigrajczykom którzy są chrześcijanami. Wprawdzie są wyznawcami pokojowego, sunnickiego odłamu tej religii ale pojawiają się poważne obawy że konflikty na tle etnicznym mogą się wkrótce przerodzić w konflikty religijne, których do tej pory nie było. To mogłoby oznaczać, że Etiopia znów będzie dla nas zamknięta. Na razie premier Ahmed odrzucił ofertę wsparcia koranicznego szkolnictwa w Etiopii jaką złożył mu następca tronu Zjednoczonych Emiratów Arabskich Mohammad bin Zajed. Miał podobno stwierdzić, że kraje Półwyspu Arabskiego „straciły swój islam” odchodząc od niego jako religii pokoju. Trzeba jednak pamiętać, że ponad 30% wyznawców islamu to licząca się siła.

Oromo zachowując starą tradycję do dziś są głównie pasterzami ale także zajmują się handlem. Tylko nieliczni „zhańbili się” uprawą ziemi. Wszyscy jednak posługują się na co dzień własnym językiem. Podobno Amhara i Oromo bez trudu się rozpoznają co dla nas jest umiejętnością nieosiągalną. Jak możemy się przekonać jedni i drudzy żyją w takich samych, trudnych do opisania warunkach. Wioska Oromo wygląda jednak inaczej i bardziej przypomina małą twierdzę. Obcemu trudniej poruszać się wewnątrz niż na bardziej otwartych przestrzeniach charakterystycznych dla Amhara. Również dzieci Oromo nie są tak otwarte i spontaniczne chociaż trudno posądzać ich o brak przychylności bo po prostu ich dom byłby dla nas niedostępny.

I tak małymi kroczkami, z przerwami na drobne ciekawostki dotarliśmy do Addis Abeby. Po zachodzie słońca możemy tylko zauważyć, że miasto jest zatłoczone. Dokładnie zobaczymy je jutro. A dziś po zakwaterowaniu czeka nas jeszcze wyjazd do popularnej restauracji z muzyką na koncert w wykonaniu miejscowych artystów. A więc zapraszam na kilka migawek z tego wydarzenia.

Na miejscu oglądamy godzinny występ przy tradycyjnej kolacji i międzynarodowym towarzystwie. Tuż obok mamy Chińczyków, którzy nawet składają nam zaproszenie do swojego stolika. O Wuhan już słyszeliśmy więc zapaliła się czerwona lampka i z przykrością pozostaliśmy przy swoim.