El Qusier to jedna z kilkunastu propozycji wycieczek fakultatywnych jakie znajdziecie w ofercie swojego biura. Tym, którzy planują wyjazd do Luksoru czy Asuanu zdecydowanie jej nie polecam, bo to strata czasu i pieniędzy. Kto jednak ma zamiar spędzić cały czas w hotelu będzie jedyną okazją by spotkać się z prawdziwym życiem i zrobić szybkie zakupy. El Qusier to małe miasteczko rybackie z 50 tys. mieszkańców, leżące około 139 km na północ od Marsa Alam i prawie w prostej linii na wschód od starożytnych Teb, czyli dzisiejszego Luksoru. W językach romańskich doczekało się co najmniej kilku pisowni swej nazwy, ale skąd ona pochodzi dokładnie nie wiadomo.

Nasz pilot niewiele potrafił opowiedzieć dlatego za każdym razem twierdzę, że warto być do wyjazdu przygotowanym także w tym zakresie. Według niego El Qusier (oficjalna pisownia na drogowskazach) pochodzi od al-qasr, co w języku arabskim oznacza zamek lub pałac. Rzeczywiście jest tu twierdza sułtana Selima zbudowana w XVI wieku by chronić miasto i port przed najeźdźcami. Dość powszechna jest jednak teza, że miasto zawdzięcza swoją nazwę arabskiemu el-quseir co znaczy „najbliższy” i rzeczywiście najbliżej stąd do Mekki. Zresztą odrestaurowana twierdza stanowi do dziś punkt wyjścia dla tysięcy pielgrzymów. Niestety zwiedzania twierdzy nie ma w programie, a szkoda.

Informacja, że to najstarszy port liczący niemal 180 lat była już zdecydowanie przesadzona. Być może ma tyle to, co z niego zostało czyli rozpadające się nadbrzeża i skromne portowe urządzenia. Naprawdę rejon dzisiejszego El Qusier ma historię liczącą co najmniej 4000 lat. Ze względu na unikalne położenie już w czasach faraonów było liczącym się portem, przez który prowadził szlak z Teb do krainy Punt. Tu rozpoczynał się szlak karawan transportujących przyprawy, ozdoby i złoto do stolicy, a pszenicę z doliny Nilu na Półwysep Arabski.

Istnieją dowody na to, że królowa Hatszepsut właśnie stąd wyruszyła na taką wyprawę, a replikę jej łodzi można zobaczyć właśnie w twierdzy Selima. Znaczenie portu utrzymało się aż do otwarcia Kanału Sueskiego. Gdy w 1916 Włosi rozpoczęli w okolicy wydobycie fosforanów znaczenie miasta i portu znów wzrosło. Jedna z fabryk przetwórczych znajduje się tuż obok koptyjskiego kościoła, który będziecie zwiedzać. Pomimo, że to nie meczet od kobiet wymaga się okrycia nóg i ramion, a od mężczyzn drobnej ofiary przy wyjściu. A port – pomimo żałosnego wyglądu nadal funkcjonuje i tak ma być.

Na ulicach typowy arabski bałagan i gościnność. Nieco czyściej przy kościele i meczecie, do którego jednak pań nie wpuszczono, chociaż oglądałam już te o wiele bardziej znaczące dla islamskiej religii. Po drodze zatrzymamy się na chwilę w miejscowym supermarkecie. Są nawet fajne rzeczy, ale zwykle w jednym rozmiarze. No i wreszcie największa ulica handlowa miasta. W programie wizyta w sklepie z przyprawami i ziołami, gdzie poczęstują Was herbatą i być może spędzicie cały czas, albo wymkniecie się na ulicę na samodzielne zakupy. Już po zachodzie słońca dotrzecie do zamkniętej enklawy jaką jest Port Ghalib by przyjrzeć się życiu najbogatszych turystów świata. W sumie przyjazd tu, o tej porze jest zupełnie bez sensu.