Czeka nas kolejny długi dzień. Z Aksum pojedziemy teraz na wschód ciągle zbliżając się jednak do granicy z Erytreą. Przejedziemy przez miejscowość Adua w pobliżu której doszło do słynnej bitwy z Włochami i zatrzymamy się w Yeha. Około 30 km dalej odbijemy wyraźnie na północ by zobaczyć jeden z wyjątkowych klasztorów na ambie – Debre Damo. Z Adigrat skręcimy na południe do Wukro, a celem naszej podróży i miejscem noclegu będzie Mek’ele. Długość całej trasy wyniesie około 260 km a jej pokonanie wraz z postojami zajmie nam cały dzień.

Pogańska świątynia w Yeha
Około 25 km za miejscowością Adua dojeżdżamy do wioski Yeha. Naszą uwagę zwracają jej małe kamienne zabudowania. W północnych rejonach Tigray to właśnie kamień jest  podstawowym i powszechnie dostępnym budulcem a nie drewno i glina co widzieliśmy bardziej na południe. W epoce żelaza wioska była prawdopodobnie stolicą królestwa D’mt, które istniało od X do V w. p.n.e. Nie wiadomo czy cywilizacja ta wyginęła czy weszła potem w skład zjednoczonego królestwa Aksum.

W okolicy jest kilka stanowisk archeologicznych, a najcenniejszym zabytkiem są ruiny świątyni pogańskiej pochodzącej z około VII w. p.n.e. Jej mury wzniesiono z regularnych, starannie obrobionych bloków. Dopasowano je z tak dużą precyzją że nawet dziś budzi zdziwienie. Świątynię zbudowano była na planie prostokąta o wymiarach 20 na 15 metrów. Mury okazały się tak mocne że przetrwały ponad 2000 lat i jeszcze dziś mają około 12 metrów wysokości.

Niestety ściana zachodnia została w dużej części rozebrana, a ponadto brakuje też pierwotnego zwieńczenia murów. Do dziś zachowały się fragmenty ołtarza i starannie obrobionego kanału, który mógł służyć do odprowadzania krwi zwierząt ofiarnych. Jak twierdzą naukowcy poświęcona była głównemu bogowi kultury Sabean – Almaqah (bóstwu księżyca). W VI wieku n.e. budynek został przekształcony w kościół i do dziś pozostaje miejscem świętym. Prawdopodobnie katastrofalny pożar poważnie uszkodził świątynię około V w. p.n.e. Ogień całkowicie zniszczył ganek wejściowy, pierwotnie wsparty na sześciu filarach, a także górną kondygnację świątyni i jedną ze ścian. Ta część budowli wymagała pilnej renowacji i zainstalowania stalowej konstrukcji wspornikowej.

Obok starej świątyni w latach 1948-1949 zbudowano nowy klasztor Abuna Aftse poświęcony jednemu z dziewięciu świętych i uważanych za założyciela kościoła. Korzystając z zakończenia mszy zaglądamy i tam.

Badania archeologiczne i historyczne regionu wokół religijnego centrum Yeha trwają od 2009 roku, a od 2016 roku w ramach dwunastoletniego projektu etiopsko-niemieckiego finansowanego przez German Research Foundation. Podstawowym miejscem badań jest są teraz pozostałości wielkiego pałacu nazwanego Grat Beal Gebri. Jest to ruina z portykiem o szerokości 10 metrów, dwoma zestawami kwadratowych filarów i cmentarzem na którym odkryto kilka wykutych w skale grobowców szybowych. Prace restauratorskie prowadzi zespół niemieckich archeologów.

Zostawiamy za sobą wioskę Yeha i jedziemy dalej. Znów mamy za oknem góry, ale trudno się nimi znudzić.

Dalej na północ zaczyna się kraina amb. To ciekawe formacje skalne zakończone płaskim szczytem który góruje nad zboczami na wysokość nawet kilkudziesięciu metrów. Pionowo opadające ściany czynią szczyt niemal niemożliwym do zdobycia bez specjalistycznego sprzętu. W dawnych czasach amby były miejscem zesłania dla ludzi niewygodnych lub niepożądanych. Osadzano tu pozostających w niełasce lub zdetronizowanych cesarzy dla których miejsce to nie było spokojną przystanią. Zazwyczaj cały świat zesłanego na ambę władcy ograniczał się do ułamka kilometra kwadratowego na wierzchołku. Nie trzeba było więzów ani krat, by w ten sposób skutecznie odsunąć od władzy niewygodnych konkurentów czy pretendentów do tronu. Odtąd byli oni odcięci od świata, a świat o nich zapominał.
A propos amb – kto chciałby jeszcze lepiej poznać Etiopię nie wychodząc z domu gorąco polecam książkę „Słońce na ambach” Wacława Korabiewicza.

Klasztor Debre Damo
Odbijemy teraz zdecydowanie na północ niemal pod granicę z Erytreą by zobaczyć unikalny i podobno najstarszy klasztor stojący na ambie. Będziemy tam świadkami wyjątkowej i smutnej ceremonii pogrzebowej. Zdecydowałam się jednak pokazać Wam kilka zdjęć bo jak podejrzewam zobaczyć to na własne oczy chyba się nie uda. Dzięki tej ceremonii mogłam podejść pod samą ambę na co zwykle miejscowa służba porządkowa kobietom nie pozwala. Muszą zostać w połowie podejścia, a dalsza droga tak jak i możliwość zobaczenia klasztoru są tylko dla mężczyzn. W temperaturze 40 stopni długie podejście jest dość męczące i nie wszyscy z naszej grupy się na to zdecydowali, a szkoda.

Gdy dotarliśmy wreszcie pod pionową skałę amby ze zdziwieniem zauważyliśmy że dosłownie wbiega za nami olbrzymi kondukt żałobny i w miejscu gdzie mieliśmy zostać sami nagle zrobiło się ciasno. Mężczyźni zostali po prawej stronie a kobiety dosłownie przemknęły obok naz i zgrupowały się po lewej pod samą skałą. Gdy wszyscy już dotarli kilku z żałobników wspięło się po linie na 15 metrową skałę i jak oceniam zajęło im to mniej niż minutę.

Potem opuszczono linę i wciągnięto na górę trumnę owiniętą purpurowo-złotym materiałem. Co ciekawe i szokujące trumna nie miała górnego wieka i gdy zawiał wiatr można było zobaczyć że nie jest pusta. Zastanawialiśmy się czy po mszy trumna znów powróci na dół ale tak się nie stało. W ocenie naszego przewodnika Kadu zmarłym musiał być mężczyzna znaczący skoro cała ceremonia i pochówek odbyły się w tym miejscu. Przy okazji dowiedziałam się, że po pogrzebie trumna spoczywa w ziemi przez 80 dni po czym następuje ekshumacja. Trumnę rozbija się o skały a ciało grzebie ponownie bezpośrednio w ziemi. Teraz już wiem dlaczego kamienie nagrobne przy klasztorze w Yeha mogły stać tak blisko siebie. Niezwykłe doświadczenie tak jak i samo miejsce.

Klasztor założył na początku VI wieku n.e. święty Abuna Aregawi. Ten odcięty od świata przybytek położony jest na na wysokości 2216 m na odosobnionej ambie o wymiarach około 1000 na 400 m. Jest przedmiotem sporów wśród uczonych, w jaki sposób wniesiono kamienie i inne materiały konstrukcyjne na szczyt amby. Wreszcie jak wszedł tam sam święty skoro jeszcze nie było liny. Według legendy Abunę wyniósł do góry wąż, który wychylił się z chmury właśnie w momencie, gdy ten zastanawiał się, jak na szczycie góry głosić chwałę Bożą.

Pod koniec V wieku n.e. do Etiopii przybyło dziewięciu mnichów z Syrii. Rozpowszechniali religię chrześcijańską w całym Królestwie Aksum i to na ich polecenie oraz pod wpływem ich nauk przetłumaczono Biblię ze starogreckiego na gyyz. Był to kiedyś ojczysty język królestwa, a dziś używany jest tylko w kościołach. Etiopski Kościół, który zawdzięcza im zakorzenienie się chrześcijaństwa w Etiopii, ostatecznie kanonizował Dziewięciu Świętych i są nimi: Aba Alef, Abuna Tsama, Abuna Aftse, Aba Garima, Aba Liqanos, Abuna Guba, Abuna Yemata, Aba Pantelewon oraz Abuna Aregawi. Ciekawostką klasztoru jest nie tylko to, że pozostaje zamknięty dla kobiet ale fakt, że mnisi mogą hodować przy nim tylko zwierzęta płci męskiej. Jedynym wyjątkiem są podobno kury.

Na dalszym odcinku drogi krajobraz znów się zmienia, a nasze oczy przyciągają olbrzymie wąwozy z pionowo opadającymi ścianami na co najmniej kilkaset metrów.

Krótki postój na trasie robimy w Adigrat. To jedno z największych miast prowincji Tigray położone na wysokości ponad 2400 m n.p.m. W sumie nie ma tu nic ciekawego ale na podstawowe zakupy w sam raz.

Wukro Chirkos
Wukro Chirkos to wykuty w skale Etiopski Kościół Ortodoksyjny Tewahedo. Został zbudowany za panowania dwóch królewskich braci Abreha i Asbeha między 700 a 1000 n.e. a więc co najmniej sto lat przed budową kościołów w Lalibeli. Od czasu, gdy członkowie brytyjskiej ekspedycji w 1868 roku pierwsi donieśli o jego istnieniu aż do początku XX wieku, był to jedyny wykuty w skale kościół znany światu zewnętrznemu.

Na ścianach i sufitach kościoła widoczne są ślady zniszczeń spowodowanych pożarem, które miejscowa tradycja przypisuje grabieży jakie dokonał w XVI wieku Ahmad ibn Ibrahim al-Ghazi. Wukro Chirkos jest poświęcony dziecięcemu męczennikowi Cyricusowi z Tarsu z etiopskiego Kościoła Prawosławnego w Tewahedo.
Julita żyła w czasach prześladowań Chrześcijan, w okresie panowania cesarza Dioklecjana. Będąc chrześcijanką dla uniknięcia aresztowania wyjechała  z rodzinnego Iconium do Tarsu. Według legendy została jednak pojmana wraz z trzy letnim synkiem Cyrykiem, który jak głoszą przekazy posiadał dar jasnowidzenia, prorokowania i uzdrawiania. Pomimo tortur odmówiła oddania czci innym bóstwom za co została ukrzyżowana około 304 roku. Cyryk natomiast zginął z rąk cesarskiego pełnomocnika na schodach pałacu. Kult  Julity i Cyryka szybko dotarł do Europy i był bardzo silny we  Francji, Włoszech i Hiszpanii.

Po zachodzie słońca docieramy do Mek’ele. Czas na zasłużony odpoczynek bo jutro czeka nas ciężka trasa do Lalibeli. Tym bardziej, że na sporym odcinku będzie jeszcze pozbawiona asfaltu. Drogi budowane w szybkim tempie przez Chińczyków mają w pierwszej kolejności służyć ich gospodarczym interesom, a Lalibela to tylko turystyka.