Po ciężkim  dniu na trasie lądujemy w hotelu Delano w Bahir Dar. Etiopczycy reklamują go jako luksusowy i nawet jeśli nie do końca odpowiada to naszym standardom będziecie zadowoleni. Na pewno ocenicie go wyżej niż w Hotelu Bata w Addia Abebie. W pokoju znajdziecie mini-sejf, małą lodówkę, dostępne łącze Wi-Fi, zestaw do kawy i herbaty oraz telewizor. Zwróćcie uwagę na to, że zatrzymując się na dwie noce pokój będzie sprzątany więc warto się do tego przygotować.

W planie dzisiejszego dnia mamy przejazd do wioski Tys Ysat około 35 km na południowy wschód od miasta sąsiadującej z jedną z najważniejszych atrakcji turystycznych Etiopii. To wodospad na Nilu Błękitnym o tej samej nazwie, którą można tłumaczyć jako Dymiąca Woda. Ostatnie 10 km od głównej trasy musimy jednak pokonać po nieutwardzonej drodze pełnej kurzu i nierówności. Przyjemne to nie będzie. Po wyjeździe z hotelu natrafiamy jednak na znacznie poważniejszy problem. Nie możemy się wydostać z miasta bo wszystkie ulice prowadzące do naszej trasy są zablokowane przez policję i wojsko. Nie można na nią wjechać ani jej przeciąć. Rozwiązanie leży w rękach kierowcy i naszego lokalnego przewodnika Kadu. Bez ich znajomości miasta dzień byłby stracony. Pokonując jakieś wąskie uliczki i wertepy wreszcie się udaje.

Tys Ysat
Na końcu wioski czekają już na nas dzieci i handlarze. Łatwo nie będzie się uwolnić. Oferują tradycyjne szale, kapelusze, ręcznie robioną biżuterię z muszelek i paciorków, pojemniki z tykwy i rzeźby. Kilka osób robi zakupy więc nie czekali na darmo.

Przed wejściem na teren parku otrzymujemy kolejnego przewodnika a może bardziej osobę, która będzie nas pilnować. Znaczna część handlarzy w różnym wieku odprowadza nas nad brzeg rzeki, którą pokonamy niewielką łódką. Mamy nadzieję, że nalot sprzedających mamy już za sobą. Ale nic bardziej mylnego. Na drugim brzegu czeka na nas kolejna grupa która będzie nam towarzyszyć aż do samego wodospadu. Dzieciaki są miłe ale niezwykle namolne i co kilka kroków podchodzą ponownie z kolejną ofertą. Nie będziecie w stanie kupić wszystkiego od wszystkich więc pozostaje tylko żelazna cierpliwość i uśmiech.

Wreszcie jest wodospad i wygląda pięknie. W porze deszczowej składa się z czterech głównych strumieni, których szerokość może dochodzić do 400 metrów. Jest uważany za drugi pod względem wielkości wodospad Afryki a jego wody spadają z wysokości 43 m. Podobno kiedyś był jeszcze piękniejszy ale część wody zabrały mu dwie niewielkie hydroelektrownie. Pierwszą z nich o mocy 11.4 MW i znaną jako Tys Abay I oddano do użytku w roku 1964. Poprowadzono od niej sztuczny kanał prowadzący równolegle do głównego nurtu i dochodzący do drugiej elektrowni Tys Abay II o mocy 73 MW działającej od 2003 roku. Kanał łączy się dalej z głównym nurtem Nilu Błękitnego, ale ta część wody omija wodospad Tys Ysat.

Niestety w Internecie czytałam także komentarz, że dawne piękno wodospadu zrujnowała budowa Zapory Wielkiego Odrodzenia, o którą toczy się poważny spór z Egiptem. To tak jakby o spadek poziomu wody w Wiśle pod Krakowem oskarżać tamę pod Elblągiem. I właśnie trafiając na takie informacje zdecydowałam się kiedyś na założenie tego bloga. Zauroczeni widokiem wodospadu wracamy na górny poziom rzeki gdzie znajduje się most wiszący nad kanionem. Można go potraktować jako kolejną atrakcję turystyczną chociaż z pewnością nie każdy odważy się na niego wejść. Chwila prywatności minęła i trzeba wracać oczywiście z asystą małoletnich sprzedawców. Cała procedura rozpoczyna się od nowa.

Bahir Dar
Wracamy do Bahir Dar gdzie przewidziano krótką przerwę obiadową dla głodomorów. My wolimy wykorzystać ten czas na zobaczenie chociaż fragmentu miasta i butelkę dobrego piwa w lokalnej knajpce dla tubylców. Oczywiście budzimy tu wyraźne zaciekawienie.

W tym miejscu winna jestem drobną poradę. Wchodząc do lokalnego baru naszykujcie się na to, że porozumieć będzie się trudno, ale zawsze i to wyraźnie podkreślam rozpocznijcie od zapytania o cenę. Butelka piwa w restauracji, w której została nasza grupa, kosztowała 45 birra. W lokalnej knajpce barman wycenił ją na 17 birra więc uzgodniliśmy cenę 34 birra za dwa. Na koniec dobraliśmy jeszcze butelkę wody o pojemności 2l, ale zapłacić przyszło nam u innego pracownika. Ku wielkiemu zaskoczeniu na paragonie pojawiła się kwota 98 birra. Barman przywołany do kasy musiał przyznać jaką cenę z nami ustalił i wyraźnie było widać, że naraził się koledze, który po prostu chciał nas oskubać. Ostatecznie musiał wystawić paragon na 46 birra. W Etiopii niezależnie od miejsca cena będzie taka na ile Was ocenią. W innym podobnym miejscu barman zaskoczony pytaniem nawet nie potrafił podać ceny i trzeba było samemu ją zaproponować.
A skoro jesteśmy przy tym temacie to proponuję małą przerwę w relacji by pokazać Wam po co sięgać. W końcu to już drugi dzień i warto wiedzieć. Ułożyłam je od najsłodszego i najmocniejszego do najlżejszego i gorzkawego.

A samo Dahir Bar? Jest stolicą regionu Amhara i leży na wysokości 1800 m n.p.m. w pobliżu Jeziora Tana. Samo miasto liczy około 250 tys. mieszkańców i jest jednym z największych i najszybciej rozwijających się w Etiopii. Liczbę tę trzeba niestety traktować z przymrużeniem oka bo nikt naprawdę nie wie ile osób w nim mieszka. Przyczyna jest prosta – w Etiopii nie ma obowiązku meldunkowego, a spisy powszechne prowadzi się raz na kilkanaście lat. Miasto ma swoje lotnisko i kilka szkół wyższych, z których największym jest Bahir Dar University, na którym studiuje około 40 tys. osób. Miasto słynie z szerokich alejek wysadzanych palmami i różnorodnymi kolorowymi kwiatami.

Ura Kidane Mehret
Po krótkiej przerwie w Dahir Bar jedziemy nad wielkie Jezioro Tana. Jego powierzchnia szacowana jest na 2800 – 3500 km2 a głębokość około 14 m zależnie od poziomu opadów i pory roku. Jest zatem czterokrotnie większe od powierzchni Warszawy. W jeziorze żyje 27 gatunków ryb z czego większość to ryby endemiczne. Można tu także spotkać dużą kolonię białych pelikanów, ale żeby je obserwować potrzebna jest lornetka. Wyjątkowo można trafić także na hipopotamy, które jednak wolą unikać ludzi. Na jeziorze znajduje się 37 wysp, z tego na 19 znajdują się klasztory Ortodoksyjnego Kościoła Etiopskiego.

Naszym celem jest jeden z najciekawszych klasztorów w okolicach jeziora zlokalizowany na półwyspie Zege. Rejs od przystani do półwyspu zajmie nam około 45 minut. Będzie okazją do relaksu i obserwacji miejscowej fauny.
Pierwotny Ura Kidane Mehret został założony w XIV w. przez świętą Betre Mariyam. Obecny kościół pochodzi z XVI w. a jego wnętrze zdobią liczne malowidła ścienne mające co najmniej 250 lat i poświęcone królowi prowincji Gojjam – Tekle Haymanot’owi. Najważniejsze zostały namalowane przez Alaqę Engidę (przeora klasztoru) za panowania cesarza Menelika II. W skarbcu klasztoru znajdują się bogato haftowane szaty i korona Tekle Haymanota i jego żony Laqetch Gegre Mehdin, a także korony: cesarza Yohannesa IV, cesarza Tewodrosa II i cesarza Tekle Giyorgisa. Niestety do skarbca nie będziemy wpuszczeni.

Po wylądowaniu na półwyspie musimy przejść kilkanaście minut pod górę wąską i nierówną ścieżką otoczoną po obu stronach licznymi kramami. Główną ofertą sprzedawców będą pamiątki związane z religią, a przede wszystkim krzyże (Aksum, Lalibela i Gonder) oraz kopie słynnych fresków malowanych na drewnie, papierze i skórze. Dzieci będą oferować miniatury tradycyjnych łodzi etiopskich budowanych z papirusu.

Po dojściu na szczyt będzie okazja do zrobienia zdjęć na tle klasztornych zabudowań. Ze względu na silne kontrasty doradzam wykorzystanie lampy błyskowej celem doświetlenia pierwszego planu. Lampy nie można jednak używać we wnętrzu celem fotografowania zabytkowych fresków. Na treści fresków będzie koncentrować się informacja przewodnika która zajmie około 40 minut. Większości z nas trudno będzie to zapamiętać, ale będzie to pierwsze konkretne spotkanie z wiarą Kościoła Etiopskiego, które przekona każdego o bliskości naszych kościołów.

W drodze powrotnej będzie trochę czasu na zakupy ale na pewno nie tyle ile wymaga wybór pamiątki i wytargowanie dobrej ceny. Pamiętajcie, że ceny oferowane przez sprzedawców będą początkowo co najmniej dwa a nawet trzy razy wyższe od ceny realnej.

Pod koniec powrotnego rejsu udaje się nam trafić na rodzinę hipopotamów z czego samiec jest wyraźnie niezadowolony i manifestuje to rozmiarem swojej szczęki. Fajna przygoda ale wymagająca szczególnej uwagi od sternika bo hipopotam może zaatakować łódź która stwarza zagrożenie. Fajny dzień zupełnie inny od poprzedniego. A jutro ruszymy w drogę do Gondar.