Wczesnym rankiem opuszczamy Mexico City i żegnając stan Meksyk kierujemy się na południowy wschód do oddalonego o 60 km Miasta Aniołów. Naszym kolejnym przystankiem jest Puebla, czwarte co do wielkości miasto Meksyku i stolica stanu o tej samej nazwie. Zanim tu dotrzemy musimy jeszcze pokonać górską przełęcz i barierę 3000 m obok parku narodowego, którego główną atrakcją są wulkany Popocatepetl i Iztaccíhuatl. Niestety niska podstawa chmur skrzętnie skrywa przed nami ośnieżone wierzchołki. Może Wam się uda je zobaczyć i dlatego przytoczę na końcu legendę o ich powstaniu. Powoli zjeżdżamy w rozległą Dolinę Cuetlaxcoapan, która w okresie panowania Azteków nie była zamieszkana, ale to właśnie tu miały miejsce „kwiatowe wojny”, podczas których chwytano jeńców dla potrzeb krwawych religijnych, obrzędów. Nazwa doliny w języku nahuatl oznacza „miejsce gdzie węże zmieniają swoją skórę”.

Powstanie miasta poprzedził list biskupa Tlaxcala, Juliána Garcés’a do królowej Hiszpanii z 1530, w którym wskazuje na potrzebę założenia osady między Mexico City i portem Veracruz. Jak mówi legenda, biskup miał zobaczyć grono aniołów zstępujących na ziemię i wskazujących mu miejsce założenia miasta. Stąd jego pierwotna nazwa Puebla de los Angeles. Położenie na głównej trasie pomiędzy portem Veracruz i Mexico City rzeczywiście okazało się trafne i zapewniło mu szybki rozkwit.

W pierwotnym okresie jednym z ważniejszych wydarzeń był cotygodniowy targ, na którym rdzenni mieszkańcy mogli oferować swoje wyroby i artykuły spożywcze. W XVI w. do głównego placu Zocalo doprowadzono wodę i zbudowano kilka fontann, z których mieszkańcy mogli ją czerpać. Do 1722 odbywały się tutaj walki byków. W 1714 roku powstał ratusz, a na przełomie XVIII i XIX w wybrukowano ulice. W XIX w działalność handlowa została wyparta z głównego placu i przeniesiona na San Francisco Parian. Dziś Zocalo jest centrum kulturalnym, religijnym i politycznym miasta.

Główną budowlą Zocalo jest strzelista katedra z 1575 roku, której budowa trwała kolejne 300 lat. Ma najwyższe w Meksyku dzwonnice o wysokości 70m. Przed nią piękna barokowa fontanna z 1777 roku z postacią Michała Archanioła. Na przeciwko Palacio Municipal de Puebla czyli pałac miejski wybudowany w latach 1887-1906.

Stąd kolorowymi uliczkami wędrujemy ulicą 5 Maja do Templo de Santo Domingo, kościoła klasztornego Dominikanów, w którym znajduje się słynna Kaplica Różańcowa (La Capilla del Rosario) uznawana za ósmy cud świata. Powstała w latach 1650-90 rzeczywiście potrafi zadziwić każdego.

Mówi się, że w czasie prac renowacyjnych przeprowadzonych w latach 1967-71 zużyto 32 kg folii z czystego złota by przywrócić zdobienia do dawnej świetności. Światło padające przez małe, ażurowe okienka nie pozwala na zrobienie dobrych zdjęć bez lampy, a tej używać nie wolno. Zamieszczam więc jedno, ilustrujące zaledwie znikomy fragment niebywałej ornamentyki.

Kierujemy się na San Francisco Parian by zakosztować meksykańskich zakupów. Po drodze zatrzymujemy się przy jednym z wielu sklepików ze słodkościami by spróbować słynnych w Puebla Camotes de Santa Clara. Są to słodkie cukierki na bazie ziemniaków, o najprzeróżniejszych smakach i kolorach, ręcznie zawijane w kształcie cygar. Ale nie tylko. Znajdziecie tu ręcznie wykonane lizaki i tortitas de Santa Clara – małe ciasteczka z cukrową polewą. W ilości, smakach i kolorach można się pogubić

Podczas wojny o niepodległość w Puebla organizowano druk i dystrybucję manifestu niepodległościowego, a po odzyskaniu niepodległości w 1827 roku, wszyscy Hiszpanie zostali wydaleni z terenów miejskich. W czasie francuskiej interwencji w Meksyku 05 maja 1862 w bitwie pod Puebla, meksykańskie siły, będące w rzeczywistości garstką słabo uzbrojonych Indian, pod wodzą generała Ignacio Zaragoza pokonały armię francuską. W tym samym roku nazwę miasta zmieniono na Puebla de Zaragoza i dzień 5 maja (Cinco de Mayo) jest do dziś ważnym, dorocznym świętem. W 1863 Francuzi zdobyli jednak miasto i pozostali tu przez kolejne 3 lata. W 1950 r. dekretem kongresu, miasto otrzymało tytuł Heroica Puebla de Zaragoza.

Dziś Puebla jest nowoczesnym miastem, liczącym ponad 1,5 mln mieszkańców. Zlokalizowano tu największą poza Niemcami fabrykę Volkswagena, a w ślad za tym powstało wiele innych przedsiębiorstw, które ją zaopatrują. Nowe Puebla nie zapomina jednak o historii, spuściźnie okresu kolonialnego, ale także o tradycjach rdzennych mieszkańców. Świadczą o tym kolorowe ulice, wyroby rzemieślnicze, charakterystyczne zdobnictwo i tradycje kulinarne, a także różnorodność potocznego języka. Takim tyglem, w którym można to wszystko zobaczyć i usłyszeć jest największe targowisko miejskie San Francisco Parian i szczerze zachęcam by tu zajrzeć.

Po godzinie spędzonej wśród ciekawych i bezpośrednich ludzi idziemy na obiad do Hotelu Colonal de Publa by skosztować czegoś tradycyjnego w ciekawej scenerii. Obok hotelu budynek Benemérita Universidad Autónoma de Puebla. To największa i nastrasza uczelnia w mieście, założona 15 kwietnia 1587 r. jako Colegio del Espiritu Santo i sponsorowana przez Towarzystwo Jezusowe. Od 1937 roku jest uczelnią publiczną, a jej motto na herbie brzmi: „Pensar bien para vivir mejor” – dobrze myśleć aby lepiej żyć. Gdzieś między drzewami góruje nad nią wieża Torre de Compania de Jesus Puebla.

Kilka godzin, to zdecydowanie za mało by poznać miasto, ale wystarczy by poczuć jego klimat i mentalność ludzi. Ja zdecydowanie polubiłam Puebla, a to pierwsze wrażenie często liczy się najbardziej. A teraz obiecana legenda

Legenda o trzech wulkanach
Wiele lat temu wódz Tlaxcaltecas zmęczony uciskiem Azteków postanowił walczyć o wolność swojego narodu. Miał córkę imieniem Iztaccihuatl, która kochała młodego wojownika Popocatepetl. Przed wyjazdem na wojnę, Popocatepetl poprosił wodza o rękę księżniczki. Otrzymał jego zgodę oraz obietnicę Iztaccihuatl, że będzie na niego czekać aż zwycięsko wróci z wojny. Zazdrosny rywal o imieniu Tlaxcala powiedział któregoś dnia księżniczce, że jej ukochany poległ licząc, że może w ten sposób o nim zapomni. Ta tragiczna wiadomość zabiła jednak Iztaccihuatl i gdy Popocatepetl powrócił dowiedział się o jej śmierci. Chcąc by jej imię nigdy nie zostało zapomniane kazał usypać grobowiec sięgający słońca, a potem złożył ją na szczycie i obiecał czuwać nad jej snem. Od tej pory są ciągle razem jako dwa wulkany. Legenda mówi, że gdy wojownik przypomina sobie o swojej wielkiej miłości jego serce zaczyna płonąć i dlatego nawet dziś z wnętrza Popocatepetl wydobywa się dym. Rywal wojownika też po śmierci stał się wulkanem i jako Pico de Orizaba musi patrzeć na tych, których nigdy nie udało mu się rozdzielić.