Raj Ghat
Kolejnym celem naszej wędrówki jest również historia, ale bardziej współczesna i miejsce otaczane szczególną czcią przez Hindusów. To Raj Ghat, gdzie dokonano rytualnej kremacji ciała Mahatmy Gandhiego. Raj Ghat każdego dnia odwiedzają dziesiątki tysięcy ludzi z całego świata. Hołd wielkiemu przywódcy narodu hinduskiego i twórcy jego niepodległości składają też przedstawiciele rządów obcych państw podczas oficjalnych wizyt. Na odcinku kilkuset metrów mijają nas liczne wycieczki szkolne, bo w ten sposób uczy się historii swojego kraju. Dzień w którym tu jesteśmy nie wyróżnia się niczym szczególnym, a liczba dzieciaków w odświętnych szkolnych mundurkach prowokuje pytanie o liczbę szkół w samym Delhi. By powstała tu kolejna szkoła podstawowa musi mieć co najmniej 1000 uczniów, a ile jest takich szkół? – z pewnym przybliżeniem 1200.
Życie Mahatmy Gandhiego, który urodził się 2 października 1869 roku, to chyba cała historia współczesnych Indii. Tak naprawdę nazywał się Mohandas Karamchand Gandhi, ale nadany mu przydomek Mahatma czyli wielka dusza na większą część życia zastąpił prawdziwe imiona. Z woli zaprzyjaźnionych rodzin ożenił się lub raczej został ożeniony w wieku 13 lat. Był przeciętnym uczniem i z wielkim trudem dostał się na uniwersytet w Bombaju. Rodzina bardzo chciała by został adwokatem więc przy nadarzającej się okazji wyjechał do Anglii i został przyjęty do londyńskiego University College. Po przyjęciu w poczet brytyjskiej palestry w 1891 wrócił do Indii i zamieszkał w Bombaju. Nie odniósł jednak żadnych sukcesów jako adwokat i w 1893 roku przyjął roczny kontrakt od hinduskiej firmy w Afryce Południowej. Początkowo nieśmiały i obojętny na sprawy polityczne zmienił się diametralnie gdy na własnej skórze odczuł co oznacza rasizm i niesprawiedliwość.
Po okresie walki o prawa obywatelskie w Afryce Południowej i powrocie do Indii przyszedł czas na walkę o niepodległość swojego kraju, równość i sprawiedliwość dla wszystkich jego obywateli. W 1920 roku był już członkiem Kongresu Narodowego, a za ruch biernego oporu przeciw Brytyjczykom spędził 2 lata w więzieniu. Potem bez skutku walczył przeciwko angażowaniu Hindusów w wojnę. W 1942 w Bombaju wraz z całym Komitetem Wykonawczym Kongresu, został aresztowany ponownie. Mimo gwałtownych represji jego ruch Opuśćcie Indie osiągnął swój cel i pod koniec wojny Brytyjczycy zaczęli się skłaniać do oddania władzy Hindusom. Po uzyskaniu niepodległości skupił się na przywróceniu hindusko-muzułmańskiej jedności, prowadzącej do pojednania. Swojego dzieła nie dokończył bo 30 stycznia 1948 został zastrzelony przez hinduskiego fundamentalistę gdy udawał się na spotkanie modlitewne w Birla House w Nowym Delhi.
Brama Indii i centrum Centrum New Delhi to zupełnie inny świat w którym króluje przestrzeń, czystość i zieleń. Nic dziwnego skoro tu kumuluje się całe życie polityczne kraju. Wizytówką miasta, znaną chyba na całym świecie, jest monumentalna India Gate – Brama Indii ufundowana w roku 1921 przez ówczesnego wicekróla, Lorda Irwin’a i zaprojektowana przez Sir Edwin Lutyens’a, który był głównym architektem Nowego Delhi. Budowę pomnika, poświęconego pamięci 90 tys. indyjskich żołnierzy poległych w I wojnie światowej i na wojnach z Afganistanem zakończono w roku 1931. Mierząca 42 m India Gate jest położona przy centralnej ulicy Rajpath prowadzącej do Rashtrapati Bhavan czyli Pałacu Prezydenckiego. Na ścianach łuku wyryte są nazwiska poległych żołnierzy, a gzymsie napis; „To the dead of the Indian armies who fell honoured in France and Flanders Mesopotamia and Persia East Africa Gallipoli and elsewhere in the near and the far-east and in sacred memory also of those whose names are recorded and who fell in India or the north-west frontier and during the Third Afgan War”.
W roku 1971 bramę przekształcono w Grób Nieznanego Żołnierza i zainstalowano tu wieczny płomień Amar Jawan Jyoti, który od tamtej pory płonie nieprzerwanie zasilany instalacją gazową. Wartę honorową pełnią żołnierze, a na masztach łopocą flagi wszystkich rodzajów sił zbrojnych. Przy bramie zawsze jest sporo ludzi i tu najłatwiej stać się obiektem zainteresowania. Nie zdziwcie się, gdy będą do Was podchodzić z prośbą o zrobienie wspólnego zdjęcia, bo z reguły to my wychodzimy z takim pomysłem.
W pobliżu bramy trudno nie zauważyć charakterystycznego baldachimu wykonanego z marmuru i czerwonego piaskowca, który sprawia wrażenie fontanny. Stał tu kiedyś marmurowy pomnik króla Jerzego V, ale jego postać nie najlepiej komponowała się z ideą pomnika więc go zabrano. Prawdopodobnie stanie tu niedługo pomnik Mahatmy Gandhiego, bo jak się dowiedziałam, po długich sporach, osiągnięto takie porozumienie.
Brama wygląda imponująco w pełnym słońcu, ale podobno jeszcze piękniej prezentuje się wieczorem, gdy jest bajecznie oświetlona. Program mojej wycieczki nie przewidywał jednak takiego punku, a z Gurgaon trzeba by przyjechać metrem na co nie byłam przygotowana. Spod Bramy Indii, mijając kilka rządowych budynków, podjeżdżamy pod Rashtrapati Bhavan, gdzie ze względów bezpieczeństwa nie można się zatrzymać. Policja pozwala jednak zrobić dwa przejazdy wokół wielkiego ronda i zrobić na pamiątkę kilka zdjęć.
Kiedy w 1911 roku zdecydowano o przeniesieniu stolicy z Kalkuty do Delhi budowę nowego miasta, które pochłonęło ponad 15 mln ówczesnych funtów, powierzono wspomnianemu już Sir Edwin Lutyens’owi i to jego kolejny projekt. Pałac jest samowystarczalnym kompleksem mieszkalnym i reprezentacyjnym. Tu odbywają się zaprzysiężenia premiera, członków rządu i parlamentu. Jest w nim jadłodajnia rządowa, sale konferencyjne i sala balowa, a dla gości prezydenta przewidziano 54 pokoje gościnne. Czterokondygnacyjny pałac ma w sumie 340 pokoi, a na dziedzińcu za bramą główną stoi kolumna podarowana przez Maharaję Jaipuru. Niestety jesteśmy po przeciwnej stronie i na zdjęciach zasłania ją kopuła pałacu. Budowa kompleksu trwała 18 lat i zakończono ją w 18-tą rocznicę uzyskania niepodległości.
Powoli będziemy się oddalać od ścisłego centrum i różnicę z pewnością zobaczycie na zdjęciach. To jeszcze chwilę popatrzmy na ten fragment Delhi.
W ostatnich godzinach spotkania ze stolicą postanowiliśmy zdobyć się na samodzielność i zasmakować prawdziwego życia normalnej ulicy. Tej tonącej w kurzu, smogu, pełnej ludzi i szalejących wehikułów. Dla większej pewności udało nam się zorganizować małą grupkę i spod hotelu ruszyliśmy dwoma tuk-tukami do centrum handlowego przy stacji metra MG Road. Tego musicie spróbować nie tyle dla zakupów ile samej frajdy. Dwadzieścia minut szaleńczej jazdy i jesteśmy na miejscu, jak delegacja rządowa, dwoma limuzynami tyle że bez eskorty i pilotażu. Centrum przy MG Road to dwa wielkie domy towarowe po obu stronach estakady metra. Jeden indyjski i tu warto zajrzeć, drugi europejski niczym nie różniący się od naszych. Najciekawsza była w nim obserwacja Hindusów zgromadzonych przy sporym telebimie i przeżywających mecz w cricketa. Nie ma się co dziwić, bo Indie to mistrz świata w tej dyscyplinie z 2011 roku.
W indyjskim sklepie, a w zasadzie w dziesiątkach butików na kilku kondygnacjach wyroby indyjskich firm i rzemiosła. Można tu kupić wyjściowe sari za kilka tysięcy rupii i drobną biżuterię. Wszystko kusi kolorami i nieco odstrasza ceną. Męska koszula sportowa, bez porównania lepsza niż na targu, to wydatek powyżej 80 zł. Są rzeczy stosunkowo tanie i takie, które warto kupić bo nie znajdziemy ich nigdzie poza Indiami, ale na sari ostatecznie się nie zdecydowałam. Pisząc wcześniej o zakupach raczej nie polecałam tego miejsca, jednak traktując je w kategoriach atrakcji turystycznej warto tu zajrzeć. Samo metro robi dość przygnębiające wrażenie, zwłaszcza przez obecność „nietykalnych”, kobiety z malutkimi dziećmi i dzieci żebrzące przed i na schodach estakady. Same sklepy są jednak strzeżone i nikt w brudnym lub poszarpanym ubraniu tu nie wejdzie. Atmosfera w niczym nie przypomina targowiska, nikt nie nagabuje co najwyżej delikatnie zaoferuje pomoc. Powrót do hotelu nie nastręcza żadnych trudności bo okolice dworca to jeden wielki postój tuk-tuków – brać, wybierać i targować.
Delhi zapamiętam jako wielkie i ciekawe miasto, wcale nie brudne czy biedne chociaż pełne kontrastów i z nimi zostawiam Was jeszcze przez chwilę.