Mam pewne obawy, czy po spotkaniu z Teotihuacan, ruinami Palenque i wreszcie niezwykłą Piramidą Maga wystarczy Wam jeszcze emocji by zachwycić się potęgą Chichen Itza. Na chłodno można pomyśleć, że to tylko kolejne ruiny, ale obiecuję – są tu budowle, które potrafią wprawić w zdumienie i miejsca, w których przeżyjecie coś niezwykłego. Oczywiście każdy na swój sposób chociaż będą i tacy, którzy ze strachu z nich zrezygnują. Na pewno, gdyby przyjechać tu na jednodniową wycieczkę z pobytu w Cancun magia tego miejsca byłaby jeszcze większa, ale i tak jej nie zabraknie. Chichen Itza to jedno z największych i najbardziej kontrastowych miast starożytnej kultury Majów. Rozgrywały się tu przerażające sceny związane z kultem Kukulcana. To zadziwiające budowle i cenotes – ciąg podziemnych jaskiń i naturalnych studni, które służyły Majom nie tylko do czerpania wody. Będzie można je zobaczyć, a nawet z dreszczykiem emocji zanurzyć się w ich czarnej głębi. Kogo jeszcze nie przekonałam niech pomyśli, że spotka tu jeden z cudów świata tej rangi co Mur Chiński czy Taj Mahal.
Naukowcy datują powstanie Chichen Itza na rok 525 n.e. jednak późniejszy okres budzi sporo kontrowersji. Pewnym jest, że w IX w. miasto stało się jednym z najważniejszych ośrodków politycznych na Yucatanie i swoją pozycję utrzymało prawdopodobnie do XIII w. Układ miasta jaki przetrwał do dzisiaj powstał po 900 r. gdy na architekturę i religię Majów wywierała wpływ kultura Tolteków.
Z tego okresu pochodzą największe budowle: boisko do gry pelotę (zwaną też ullamalitzli), El Castillo – Świątynia Kukulkana, Świątynia Wojowników (Templo de los Guerreros), grupa Tysiąca Kolumn i Świątynia Jaguara.
Od XIII w. gdy Hunac Ceel, wódz konkurencyjnego Mayapan, podbił Chichen Itza miasto straciło na znaczeniu, a w XV wieku zostało opuszczone. Niektóre źródła wskazują jednak, że przetrwało jako zamieszkane do czasu najazdu hiszpańskich konkwistadorów, chociaż nie stawiło praktycznie żadnego oporu. Inne źródła zaprzeczają tej teorii dowodząc, że Chichen Itza przestała być religijnym i politycznym centrum około 1250 r. a więc jeszcze przed powstaniem koalicji Mayapan.
Może dzięki badaniom archeologicznym poznamy kiedyś całą prawdę. Do tego czasu możemy podziwiać te niesamowite budowle i próbować zrozumieć ich sens, pozostając ciągle w sferze domysłów.
Wielki plac w Chichen Itza, z monumentalną Piramidą Kukulcana to otwarta przestrzeń, która jednocześnie odsłania przybyszowi kilka starożytnych budowli. Potrzeba chwili by opanować ten niesamowity widok i uspokoić emocje. Dopiero teraz można zacząć spacer wśród ruin.
Pierwszą przy, której zatrzymujemy się jest Platforma Wenus. Tu uczeni są wyjątkowo zgodni, że wielki czworoboczny podest był dedykowany czczonej przez Majów Porannej Gwieździe. Schody zwieńczone są postaciami Kukulkana, a płaskorzeźby przedstawiają wizerunki nawiązujące do symboliki tej planety i roku liczącego 365 dni. Zachowane ślady i notatki odkrywców wskazują, że w przeszłości platforma pokryta była ochrą, a zdobienia wykończono w kolorach niebieskim, czerwonym, zielonym i czarnym. Wewnątrz archeolodzy znaleźli zbiór kamiennych szyszek, których przeznaczenia i symboliki ciągle nie znamy. W odniesieniu do Platformy Wenus spotkałam się też z nazwą Tumba del Chac Mool. Nazwa ma pochodzić od rzeźby znalezionej tu przez Alice Dixon Le Plongeon i Augusta Le Plongeon w listopadzie 1883 r. po odkopaniu tej budowli. Według powszechnej tezy platforma służyć mogła wystąpieniom publicznym i religijnym rytuałom.
Opodal przerażająca swoją wymową Platforma Czaszek, nazywana też Tzompantli. W języku nahuatl to rodzaj ołtarza lub palisady, której trzon stanowił szereg drewnianych słupów. Między nimi na poziomo umieszczonych rzędach nadziewano czaszki jeńców wojennych lub ofiar religijnych rytuałów wystawiając je na publiczny pokaz. Naukowcy zwracają jednak uwagę, że nazwa została tylko zapożyczona z kultury Azteków. W odróżnieniu od nich czaszki w kulturze Tolteków i Majów nadziewano na pale w rzędach pionowych, a nie w poziomie.
Po tej mrocznej lekturze kierujemy się w stronę wielkiego, kamiennego muru, który okaże się ścianą boiska do gry w pelotę, a więc od rytuałów nie uciekniemy. Archeolodzy zidentyfikowali na obszarze dawnego Chichen Itza aż 13 boisk do gry, ale to jest zdecydowanie największe i najlepiej zachowane. Nie tylko tu ale całym obszarze Mezoameryki. Ma wymiary 168 x 70 metrów, a jego ściany boczne, wyznaczające obszar gry, mają długość 95 m i wysokość 8 metrów.
Boisko kryje sporo ciekawostek i ponurych legend. Ciekawostką jest jego akustyka, bo nawet cichy dźwięk z jednego końca boiska jest słyszalny na drugim. Bez względu na porę dnia, wiatr czy wilgotność powietrza. Na razie nawet architekci koncertowych wnętrz są bezsilni wobec tajemnicy tego miejsca. Ściany boiska są bogato zdobione płaskorzeźbami, podobnie jak nieco pochylone ławki dla zawodników. Na jednym z ozdobnych paneli zobaczycie zawodnika, który został ścięty, a z jego szyli leje się krew przedstawiona w postaci wijących się węży.
W ścianę wschodnią wbudowana jest Świątynia Jaguara. Wejście do świątyni, wsparte na dwóch rzeźbionych kolumnach, znajduje się z zewnątrz boiska, a wyjście z jej górnego poziomu, zdobione głowami Kukulcana, prowadzi na boisko. Oryginalne pierścienie do gry przedstawiają dwa splecione węże.
Na jednym z końców boiska stoi świątynia zwana Templo del Hombre Barbado (Brodatego Mężczyzny), nazwana tak od płaskorzeźby znajdującej się w jej centralnej części. Istnieją teorie, według których mogła służyć ceremonii składania ofiar z uczestników meczu.
Ponurą ciekawostką jest teza, że w Chichen Itza po wygranym meczu głowę tracił kapitan zwycięskiej drużyny. Majowie uważali bowiem taką śmierć za szczególny honor i dzięki temu „szczęśliwiec” dostawał od razu bilet do nieba zamiast przechodzić stopniowo przez 13 jego poziomów.
Pozostawiając boisko zatrzymujemy się przy małej platformie zwanej Casa de los Aguilas y Jaguares. Schody wieńczą kamienne węże, a na ścianach możemy odnaleźć płaskorzeźby orłów i jaguarów ściskających ludzkie serca. To ikony wojowników z okresu Tolteków, którzy mieli ludzkie serca i szpony tych drapieżników. Mówi się także, że symbolizowały one specjalne formacje łuczników, którzy ubierali się w skóry jaguara i ptasie pióra, po czym z ukrycia atakowali przeciwnika zanim doszło do walki wręcz. Nie można wykluczyć, że platforma mogła służyć praktykom religijnym tym bardziej, że tuż obok znajduje się kamień przypominający posąg Chac Mool’a, na którym ofiary pozbawiano życia.
Teraz naszym celem jest położona nieco na północ od głównego placu święta Cenote Sagrado. Pod względem fizycznym to twór krasowy, otwarta od góry, naturalna studnia o średnicy 60 m. Lustro wodne znajduje się około 15 m poniżej górnej krawędzi, a głębokość wody sięga 13 metrów. Na Yuacatanie odkryto podobno koło 3000 podobnych studni, z tego blisko połowę do tej pory zbadano. Poszczególne cenotes połączone są siecią podziemnych jaskiń, zwykle całkowicie wypełnionych wodą, która płynie tą drogą do oceanu. Penetracja tych jaskiń może być równie fantastyczną, co niezwykle niebezpieczną przygodą.
W okresie Majów cenotes służyły mieszkańcom jako naturalne zbiorniki wody pitnej, a część tzw. świętych cenotes również praktykom religijnym. Do nich wrzucano ofiary dla boga deszczu Chaca, a głównie dzieci. Poświęcano w ten sposób także wysokiej rangi jeńców nie szczędząc Chacowi złota i drogich klejnotów. Teorie te w miarę nowych odkryć są ciągle weryfikowane. Ta cenote była jedną z ofiarnych.
W roku 1893 kupił ten obszar ówczesny konsul USA Edward Herbert Thompson, który w 1904 zainstalował tu pogłębiarkę wydobywając z dna ludzkie kości, złoto, biżuterię z jadeitu i onyxu, po czym sprzedał je Harvard Peabody Museum w Massachustes. Po staraniach rządu meksykańskiego zostały zwrócone w roku 1970, a część w roku 2008.
W całym kompleksie Chichen Itza najbardziej charakterystyczną i niezwykłą jest Piramida Kukulcana zwana też Zamkiem (El Castillo). Czworoboczną piramidę o podstawie 55,5 m i wysokości 24 m wieńczy świątynia. Z każdej strony prowadzi do niej 91 schodów oraz 1 wejściowy. Daje to łącznie 365 schodów, a więc po jednym na każdy dzień roku. Piramida ma 9 poziomów i 52 panele, a 52 to mistyczna długość cyklu życia. Każdy z dziewięciu poziomów jest podzielony na dwa co daje liczbę 18, a więc tyle ile miesięcy w kalendarzu Majów. Formacja siedmiu równoramiennych trójkątów wzdłuż balustrady symbolizuje ciała węży, których pierzaste głowy znajdują się u podstawy. W dniu równonocy, 20 marca około godz. 15.00, promienie słońca stopniowo oświetlają północną balustradę i odnosi się wrażenie jakby wąż zsuwał się wolno z piramidy na ziemię. To niesamowite zjawisko, będące genialnym połączeniem wiedzy astronomicznej i architektonicznej, przyciąga każdego roku tysiące obserwatorów. W życiu Majów był to moment szczególny, w którym Kukulcan, schodząc na ziemię, zapowiadał nadejście deszczu i wzywał do pracy w gospodarstwie, wyznaczając porę sadzenia kukurydzy. Każdego roku 21 września odwrotność tego zjawiska pozwalała wężowi powrócić do świątyni.
Po wschodniej stronie wielkiego placu znajduje się monumentalny kompleks Świątyni Wojowników (Templo de los Guerreros). Składa się z piramidy schodkowej o boku 40 m i 200 otaczających ją kolumn o podstawie okrągłej i kwadratowej. Tworzą one zespół nazywany Grupą Tysiąca Kolumn. Prostopadłościenne kolumny pokryte są płaskorzeźbami przedstawiającymi wojowników. Na szczyt czteropoziomowej piramidy prowadzą szerokie schody zwieńczone głowami węży. Na nich znajdują się niezbyt głębokie czary, które mogły służyć jako lampy oliwne oświetlające wejście, przed którym siedział Chac Mool. Powstanie świątyni datowane jest na 1200 r. n.e. i z pewnością służyła większym zgromadzeniom. Można domniemywać, że kolumny przykryte były kiedyś zadaszeniem, które do naszych czasów nie przetrwało. W takiej postaci mogły być miejscem narad albo innych spotkań o charakterze militarnym lub religijnym. Są to niestety tylko spekulacje na podstawie zdobiących je rzeźb.
Idąc nieco dalej na wschód trafiamy na odrębną i znacznie mniejszą kolumnadę, którą od znalezionych tu przedmiotów nazwano Mercado. Być może rzeczywiście była targowiskiem, niestety budowli na jej końcu nie potrafię zidentyfikować. Kolumny tego kompleksu mają charakterystyczne głowice.
Z głównego placu idziemy teraz w kierunku „grupy Osario”. Tu dominującym i najciekawszym obiektem jest mała piramida schodkowa, przypominająca trochę El Castillo. Ma również 9 poziomów i schody prowadzące do świątyni z każdej z czterech stron. U ich podstawy, niestety mocno zniszczone, głowy Kukulkana. Świątynia na górze jest jednak inna. Podobno jest tam wejście prowadzące w głąb piramidy, a następnie do naturalnej jaskini o głębokości 12 m. Edward H. Thompson, ten który okradł Cenote Sagrado, znalazł tam ludzkie szczątki i artefakty z jadeitu i dlatego nazwał ją Grobowcem Arcykapłanów. Współczesne badania naukowe nie potwierdzają tej tezy, a więc Osario nie była grobowcem dostojników Chichen Itza.
Nieco dalej zza drzew wyłaniają się masywne mury Casa de las Monjas, bo pałac przypominał Hiszpanom zabudowania klasztorne. Czy rzeczywiście był pałacem? Nie wiadomo, a opinie na temat jego funkcji są podzielone. Większość uważa, że mógł być domem mieszkalnym założycielskiej rodziny Chichen Itza lub najwyższego kapłana. Jego powstanie datowane jest na rok 880, chociaż znaleziony tu kamień ofiarny i tron jaguara wewnątrz budynku mogą świadczyć, że był wykorzystywany także w późniejszym okresie wpływu Tolteków.
Po lewej stronie niezwykły budynek z wieżą i kopułą o wysokości 48 m nazywany El Caracol czy po prostu ślimak. To obok Piramidy Kukulcana chyba najczęściej spotykany obrazek z Chichen Itza. Nazwa pochodzi prawdopodobnie od spiralnej klatki schodowej prowadzącej na wieżę, która służyła Majom za obserwatorium astronomiczne. W tym przypadku opinie co do zastosowania budowli są bardzo zgodne.
El Caracol powstał w latach 600 – 850 n.e. i był rozbudowywany do roku 1200. Prawdopodobnie stąd dokonywano obserwacji zmian położenia planety Wenus, która w życiu Majów odgrywała szczególne znaczenie. Była czczona jako bóg wojny, a także odległy bliźniak Słońca, dlatego kapłani Majów według niej planowali najlepszy czas na bitwy i wyprawy wojenne.
Wracając w stronę głównego placu zaglądamy do tradycyjnej chaty Majów, która jak już wspominałam, nie ma ostrych krawędzi na styku ścian. Kamienne budowle stanowiły jedynie centrum religijne i administracyjne miasta. Zwykli mieszkańcy Chichen Itza uprawiali wydartą dżungli ziemię, żyjąc w takich właśnie chatach doskonale przystosowanych do klimatu.
Gdy zmierzamy do wyjścia prawie wszystkie kramy są już przygotowane na spotkanie z główną falą turystów. My dotarliśmy z samego rana, będąc jednymi z pierwszych. Tak uniknęliśmy gigantycznej kolejki, która tworzy się przed południem, gdy dojeżdżają tu autokary z Cancun i okolic. Tym sposobem będziemy przed innymi także w Ik Kil Cenote, gdzie dojeżdżamy w ciągu kilkunastu minut. Tu czeka nas szczególna przygoda jaką będzie zejście do cenote, a dla chętnych także kąpiel w tym niezwykłym miejscu.
Wbrew pozorom teren wokół obiektu jest doskonale zagospodarowany, a turysta ma wrażenie jakby przyjechał do SPA. Stoliki, parasole, szatnie, toalety i natryski. Dba się o wygodę i czystość upraszając klientów by skorzystali z natrysku przed wejściem do cenote.
Zanim to zrobimy zaglądamy od góry. Krasową studnię porasta tropikalna roślinność, a liany i inne pnącza zwisają pionowo do powierzchni wody. Stąd mamy do niej 25 m więc skoczyć się nie da. Po niezbędnych przygotowaniach schodzimy pod ziemię po drewnianych i miejscami śliskich schodach. Tu kończy się XXI wiek i zaczyna fantastyczne spotkanie z cudem natury. Z półmroku panującego nad taflą wody wygląda to niesamowicie, bo jedyne światło dociera do nas z góry przez otwór w ziemi. Woda, choć wydaje się czarna, jest krystalicznie czysta i pływa w niej mnóstwo ryb. Wcale nie jest tak zimna jak czytałam, a może to z wrażenia robi się ciepło. W końcu do jakiegoś, niewidocznego dna jest około 40 m. Szkoda, że nie wszystkim wystarcza odwagi by się zanurzyć.