Opuszczając ruiny Uxmal zajeżdżamy do miejscowej restauracji przy trasie. Dach kryty słomą jeszcze o niczym nie świadczy, bo wnętrze wita nas przyjaznym wystrojem, a na podwórku, ze skrytych w ziemi kamiennych pieców, dochodzi smakowity zapach naszego posiłku.

Niespodzianką po obiedzie jest miejscowy zwyczaj picia toastów nazywany la cucaracha czyli karaluch. Zastanawiałam się długo czy o tym wspominać, ale skoro ma to być poradnik to i takie atrakcje nie powinny Was zaskoczyć. W końcu wszystko dla ludzi, chociaż to akurat niekoniecznie dla dzieci. Kelner przykrywając serwetką lampkę uderza nią o stół składając życzenia i trzeba wypić zanim uderzy kolejną. Gdy kelner okaże się szybszy musicie wypić jeszcze raz. Potem lekko zakręci Waszą głową i uderzy pięścią przez własną dłoń. Symbolicznie zabija insekta i stąd la cucaracha. Wygrana z kelnerem nie oznacza końca zabawy bo kelner chce się odegrać i tak do piątej kolejki. Całodniowa wyprawa jest wyczerpująca więc dobrze się zastanówcie zanim podejmiecie wyzwanie.

Z nową energią ruszamy w stronę Meridy, kiedyś jednego z najbogatszych miast świata, a ściślej skupiska najbogatszych ludzi. Dzisiejsza stolica stanu Yucatan, licząca blisko 1 mln mieszkańców, została założona w 1542 roku na miejscu miasta Majów – T’ho. Nie ma co ukrywać, że jej początki były krwawe, wiązały się z podbojem i wypędzeniem rdzennych mieszkańców na obrzeża. Ich kamienne domy w części posłużyły też jako materiał budowlany dla nowego miasta. Założenie Meridy przypisuje się Francisco de Montejo y León zwanemu „el Mozo”, chociaż nie można umniejszać roli w tym przedsięwzięciu jego ojca i stryjecznego brata.

Senior rodu Francisco de Montejo zwany „el Adelantado” w roku 1514 opuścił Hiszpanię i przybył na Kubę, w randze kapitana, dowodząc czterema okrętami. Tu spotkał się z Hernanem Cortesem i uczestniczył w jego wyprawie zakończonej założeniem La Villa Rica de la Vera Cruz. W roku 1519 powrócił do Hiszpanii by złożyć raport z wyprawy. W roku 1526 dekretem królewskim Carlosa I został mianowany głównym kapitanem Yucatanu. Dwa lata później wypłynął by zdobyć ten półwysep, ale próba podbicia go od wschodu zakończyła się krwawym oporem Majów mieszkających wzdłuż wybrzeża. W latach 1530-1535 podobnym fiaskiem zakończył się podbój półwyspu od zachodu.

To co nie udało się ojcu osiągnął syn. W 1540 roku Francisco de Montejo y León zakłada Campeche, a dwa lata później Meridę. Dowodzenie wojskami przypisuje się jednak stryjecznemu bratu Francisco de Montejo zwanemu „el Sobrino”. W roku 1546 ojciec został gubernatorem Yucatanu i przez kilka lat zamieszkiwali tu całą rodziną, w domu przy głównym placu. Dom przetrwał i nazywa się dziś Casa de Montejo. W 1598 zakończono budowę katedry, w której można odnaleźć rzeźbione kamienie pochodzące z dawnych indiańskich zabudowań.
Praktycznie do połowy XIX wieku stara część Meridy otoczona była murem, który wzniesiono dla obrony miasta przed atakami ze strony Majów. Wiek XIX przyniósł miastu dynamiczny rozkwit, który zawdzięcza produkcji włókna z henequén, miejscowej odmiany agawy. Wielu mieszkańcom Meridy krociowe zyski przyniósł eksport liny, sznurka, a także miejscowego napoju alkoholowego licor del henequén.
Na początku XX wieku mówiło się, że Merida ma więcej milionerów niż jakiekolwiek miasto na świecie. Widać to jeszcze dziś po zabudowaniach głównej ulicy Paseo de Montejo. Na szczęście dla miasta, pomimo upadku bogatych rodzin, pałace te przetrwały stając się siedzibami banków i firm ubezpieczeniowych.

Dziś Merida jest czystym, kolorowym miastem i podobno najbezpieczniejszym w Meksyku chociaż to tylko informacja ze słyszenia. Może poszczycić się jednym z największych centrów historycznych w obu Amerykach, ustępując tylko Mexico City i Hawanie.
Dawni śmiertelni wrogowie żyją tu zgodnie, bo trzeba wiedzieć, że blisko 60% mieszkańców to potomkowie Majów – rdzennej ludności dawnego T’ho. Pozostałości kultury Majów można spotkać na co dzień w mowie i strojach. Najbardziej jest to widoczne w okresie Wszystkich Świętych, gdy dekoracje z czaszek przeplatają się z katolickimi symbolami. Wyrazem tej jedności jest gigantyczny pomnik Monumento a la Patria, czyli pomnik ojczyzny będący dziełem Romulo Rozo. Wita nas na jednym z najbardziej ruchliwych skrzyżowań przy Paseo de Montejo. Można w nim odnaleźć sceny od założenia Tenochtitlan do połowy XX wieku i jest swoistym wyrazem hołdu złożonym rdzennym mieszkańcom tej ziemi. Poniżej kilka zdjęć z mniej reprezentacyjnych ulic historycznej starówki.

Zatrzymujemy się w hotelu Del Gobernador około 300 m od centralnego placu starówki i jeszcze za dnia poznajemy ten zakątek miasta. Zocalo, katedrę, Pałac Miejski i siedzibę władz stanowych z 1892 roku. Tu każdy może wejść chociaż drzwi strzeże aż trzech policjantów. Wewnątrz pięknie odrestaurowane krużganki, malowidła i freski przedstawiające historię Majów na Jukatanie. Obok Pałacu Miejskiego restauracja, do której zaproszą cię w czasie spaceru. Warto też zobaczyć katedrę, która powstała na miejscu dawnej świątyni Majów. Podobno miała być znacznie mniejsza, ale przypadkowo pomylono plany.

Wieczorem postanawiamy wyjść na spacer – to lepsze niż oglądanie telewizji. Merida zaskakuje nas grą świateł. To samo, a zupełnie inne miasto, pełne kolorów, kuszące witrynami sklepów i zachęcające do pozostania. Niestety dla nas to tylko kolejny przystanek, bo z samego rana czeka nas Chichen Itza.