Droga z Bharatpur do Jaipuru prowadzi głównie przez tereny rolnicze. Czasami też pojawiają się skupiska sterczących w niebo kominów, bo ze względu na pokłady gliny produkuje się tu ręcznie wyrabianą cegłę. Podobno jest bardziej krucha od tej, otrzymywanej metodami fabrycznymi i droższa, ale kilkadziesiąt działających tu cegielni ma na nią zbyt.
Po drodze grupa zatrzymuje się na lunch, a my jak zwykle wykorzystujemy ten czas by wyjść na zewnątrz, przejść się wzdłuż normalnych zabudowań i zajrzeć do kilku przydrożnych kramików, gdzie turyści raczej nie zaglądają.
Bliżej Jaipuru teren staje się coraz bardziej pagórkowaty, a droga zwęża się wpadając do bramy będącej częścią starych umocnień. Na przedmieściach Jaipuru trwa budowa wielkiego węzła komunikacyjnego, a więc potwierdzają się moje informacje o inwestycjach drogowych. Być może już niedługo, zamiast pełznąć jak ślimak, pomkniemy tym ślimakiem bez zatrzymania.
Zabudowa na przedmieściach Jaipuru nie nadąża za drogami, nie razi ani nie szokuje. Po tych kilku dniach wszystko jest po prostu normalne, indyjskie. Na miejscu wjeżdżamy w jakieś niepozorne, ciasne podwórko przy Station Road i wita nas hotel Fort Chandragupt, gdzie zostaniemy na noc.
Jak się okazuje był to kiedyś jeden z pałaców miejscowego maharadży i rzeczywiście wnętrze, choć komfortowe i nowoczesne, utrzymane jest w typowo rajastańskim stylu. Jak ustaliłam standardowy pokój kosztuje tu 3000 rupii za dobę, ale jest też kilka dwukrotnie droższych apartamentów. Przed wejściem dużo zieleni, rzeźby i armaty zachęcają by wejść do środka. A ulica przed hotelem? – typowa, indyjska i trzeba dobrze patrzeć pod nogi by w coś nie wdepnąć. Musimy ją jednak obejrzeć z bliska i zrobić podstawowe zakupy, bo jutro ciężki dzień w tym gorącym mieście.
Jaipur i Maharadżowie
Być może pamiętacie z opowieści o Akbarze, że w roku 1562 poślubił on córkę hinduskiego władcy Amberu Bihari Mal (spotyka się też Mal Bihar’a lub Bharmal’a), a następnie powierzył mu dowództwo nad mogolską armią. W ten sposób jeden z najstarszych hinduskich rodów Kaczwaha zyskał sobie sprzymierzeńca i protektora ze strony Wielkich Mogołów, mógł się bogacić na kampaniach wojennych i dziedziczyć swoje ziemie. Związek ten scementował następnie maharadża Bhawan Das wydając swą córkę za Jahangira. Później przyszedł czas na zasługi kolejnych władców Amberu Man Sigh’a generała armii mogolskiej i Jai Sigha I, który okazał się geniuszem wojskowym i dyplomatycznym, dowodząc siłami mogolskimi dla Jahangira, Shan Jahana i wreszcie Aurangezeb’a.
W latach 1699-1743 władcą Amberu był Jaj Singh II. Wstąpił na tron w wieku 11 lat. Od swojego ojca Bishan Singh’a otrzymał najlepsze wykształcenie i potrafił zaimponować Aurangezeb’owi do tego stopnia, że otrzymał od niego tytuł Sawai, co znaczy „raz i ćwiartkę mądrzejszy”. Mając tak silne poparcie i świadomość, że nie jest zagrożeniem dla okrutnego władcy, w roku 1727 rozpoczął budowę miasta, którego siłą miał być handel na wielką skalę. Tak narodził się Jaipur i stał się nową stolicą królestwa.
Budował Jaipur przez cztery lata, studiował matematykę i astronomię, zgromadził olbrzymią bibliotekę i wybudował 5 obserwatoriów astronomicznych, w tym Jantar Mantar w Jaipurze. Miał podobno 31 żon.
Jeden z najbardziej znanych w świecie budynków Jaipur zawdzięcza jednak komuś innemu. Był nim Pratap Singh władający Jaipurem w latach 1778-1803. To on dla swoich żon i konkubin w roku 1799 wybudował słynny Hawa Mahal, czyli Pałac Wiatrów, w którego fasadzie znajdują się 953 małe okna. On też w roku 1803 podpisał dekret przekazujący Jaipur pod protektorat brytyjski.
Pomijając kilku kolejnych władców musimy koniecznie zatrzymać się przy osobie Ram Sigh’a, który zainstalował lampy gazowe na ulicach miasta i opracował sieć wodociągów. Dla obecnego wyglądu Jaipuru zasłynął jednak czymś zupełnie innym. W roku 1875 z okazji wizyty księcia Edwarda (syna królowej Wiktorii) nakazał pomalować budynki na łososiowy róż i tak już pozostało do naszych czasów. Stąd Jaipur często nazywany jest Różowym Miastem, a właściciele posesji mają obowiązek odnawiać kolor co najmniej raz na 10 lat.
Ciekawą postacią był także maharadża Madho Singh, którego imię wpisano do Księgi Rekordów z powodu niezwykłego zlecenia. Otóż w roku 1902 został zaproszony na uroczystość koronacji Edwarda VII, a jako ortodoksyjny hindus nie chciał się myć w brudnej, angielskiej wodzie. Kazał więc wykonać dwa srebrne naczynia o pojemności ponad 4000 l każde, w których zabrał wodę z Gangesu.
Jego następcą w roku 1922 został Man Singh II. Pomimo, że pochodził z bocznej linii panującego rodu i wychował się w skromnej wiosce uznawany jest za najwybitniejszego maharadżę księstwa. Wybitny sportowiec, generał i ambasador Indii w Hiszpanii. Gdy w roku 1970 zabił się, spadając z konia podczas gry w polo, na uroczystości żałobne przybyła królowa Elżbieta II, a były wicekról Indii Lord Mountbatten wygłosił mowę pogrzebową.
Man Singh II odszedł z najwyższymi honorami pomimo, że już w roku 1947 maharadżowie utracili rzeczywistą władzę w swoich księstwach, a w roku 2005 doczekał się w Jaipurze swojego pomnika.
Konstytucja z roku 1951 pozostawiła maharadżom prawo do tytułu oraz określała listę książąt, uprawnionych do otrzymywania honorarium w zamian za przejęcie przez państwo ich dóbr. W roku 1970 Indira Gandhi przeforsowała w parlamencie zniesienie tytułów i listy książąt, a tym samym maharadżowie ostatecznie stracili swoje dochody. Można by się spodziewać, że wraz z tą decyzją znikną na zawsze książęce tytuły i maharadżowie. Tak się jednak nie stało, przynajmniej tu w Jaipurze.
17 kwietnia 2011 w prywatnym szpitalu w Gurgaon (Delhi) zmarł maharadża Rishabh Bhawani Singh, który na swojego następcę desygnował Kumar Singh Padmanabh’a. Urodzony 22 maja 1999 roku został oficjalnie koronowany w dniu 27 kwietnia 2011, mieszka w Pałacu Miejskim w Jaipurze, a jego portret oficjalnie wystawiony jest w części muzealnej, dostępnej dla turystów.
Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego mieszkańcy tak bardzo przywiązani są do swojej dynastii i tego historycznego już tytułu? Siłą tak głęboko zakorzenionej tradycji jest stosunek władców do „poddanych”, którzy de facto nigdy poddanymi nie byli. Płacili podatek od zbiorów, a za to obowiązkiem króla było służyć, chronić i zadowalać. Nie leżało w charakterze indyjskich władców żyć w nadmiernym bogactwie i ograbiać własny naród. Często nazywano ich annadata czyli żywiciel, dający bogactwo. Maharadża nie potrzebował konwoju i ochrony, poruszał się między ludźmi swobodnie, interesował się ich problemami i cieszył sukcesami.
A Jaipur? Szybko się rozrastał osiągając w XIX w. ponad 160 tys. mieszkańców. Był bogatym i chyba najbardziej kolorowym miastem na świecie. Kolor starego miasta pozostał jego unikalną osobliwością, a poza tym jest chyba najbrudniejszym i najgłośniejszym miastem jakie odwiedziłam. Kiedy mnie o tym uprzedzano nie chciałam wierzyć, że może być coś bardziej hałaśliwego niż Delhi, ale musiałam zmienić zdanie.
Jeżeli zdecydujecie się kiedyś wybrać ofertę pod handlową nazwą „Pisane sanskrytem” warto pamiętać, że Jaipur w marcu będzie najgorętszym miejscem na trasie, a pobyt tu – jednym z najbardziej intensywnie spędzonych dni.