Planując wyjazd do Afryki Zachodniej w pierwszej kolejności zwróciłam uwagę na Rezerwat Fathala w Senegalu, bo na całym świecie jest tylko kilka miejsc gdzie można w miarę swobodnie poruszać się wśród największych afrykańskich drapieżników. Później zaintrygował mnie archipelag Bijagos, ale pogodzić obu tych atrakcji w jednym programie się nie udało. Ustaliłam jednak, że w czasie pobytu w Gambii można zorganizować wycieczkę do Fathala, którą znacznie upraszcza brak obowiązku posiadania wiz przy przekraczaniu granicy gambijsko-senegalskiej. W ten sposób moje pierwotne zainteresowanie tylko tymi krajami udało się rozszerzyć.

Nie ma co ukrywać, że wycieczka jest stosunkowo droga i wiąże się z wydatkiem 100 EU od osoby. Fathala to jednak nie tylko park, ale naprawdę duże przedsięwzięcie logistyczne, w które trzeba zaangażować sporą grupę ludzi i środków. Potrzebny jest nam przewodnik i lokalny pilot, który zabezpieczy wyprawę od strony technicznej, bus i kierowca, który dowiezie nas do przeprawy promowej w Banjul. W Barra, po drugiej stronie rzeki Gambia, muszą na nas czekać jeepy i kierowcy z którymi dojedziemy do parku. W samym parku, do którego wstęp kosztuje 60 EU, znów potrzebny jest samochód z kierowcą i przewodnik na safari, a w strefie spotkania z lwami kolejnych czterech przewodników.

Zanim tam dojedziemy musimy pokonać ujście wielkiej rzeki Gambia i ta przeprawa zajmie nam około godziny. Najpierw pilot musi zadbać o bilety odpowiedniej klasy abyśmy mogli wejść na prom jako pierwsi. Potem górny pokład zaleje tłum ludzi, wjadą samochody, a luki między nimi zapełni ostatnia fala podróżnych. Prom będzie zapełniony do ostatniego miejsca, a część ciężarówek będzie musiała poczekać na kolejny kurs. Dla tych, którzy nie korzystali z takich przepraw np. w Mombasie, będzie to spore przeżycie i ciekawe doświadczenie. Oczywiście nie mamy tu żadnych izolowanych miejsc i będziemy podróżować z miejscowymi na odległość dłoni bo na promie zawsze panuje tłok.

W Barra, mamy chwilę na toaletę w miejscowej restauracji i ładujemy się do terenówek. Początek trasy to przeciskanie się przez lokalny targ, ale także możliwość zajrzenia w głąb podwórek i podglądanie codziennego życia mieszkańców. Potem już tylko senegalskie wioski gdzie jesteśmy pozdrawiani gestem rąk i uśmiechem. To miłe i trudno tego nie odwzajemnić. Zapraszam na kilka migawek z trasy.

Wreszcie docieramy na miejsce. Przed nami Fathala i coraz większe emocje. Po krótkiej przerwie przesiadamy się do specjalnego wehikułu i pomimo, że pojedziemy całą grupą nie będzie najmniejszego problemu z robieniem zdjęć. Nasz przewodnik zadba o to, by każdy zrobił ich jak najwięcej i bez pośpiechu. Chętnych zapraszam na bezkrwawe łowy z obiektywem. W drugiej części reportażu zobaczycie największą atrakcję Fathala – lwy. To oferta tylko dla chętnych i nie wszyscy w naszej grupie się na to zdobyli. Ścisły regulamin bezpieczeństwa określa, że również na każdy może. Wymagania – stonowane ubiory bez żadnych motywów zwierzęcych, żadnych okularów przeciwsłonecznych, wzrost minimum 150 cm, bezwzględna dyscyplina i trochę odwagi.

I tym mocnym akcentem zakończyłam kolejne spotkanie z Afryką – tym razem Zachodnią. Nie wszyscy się na to zdobyli, ale namawiam bo mało jest takich miejsc na świecie. Z wielkiej afrykańskiej piątki pozostało mi jeszcze spotkanie z lampartem.