Cap Skiring i Hotel Maya
Z Kafountine do Cap Skiring docieramy już dobrze po zachodzie słońca. To znana senegalska miejscowość turystyczna z piaszczystymi plażami i hotelami nad oceanem, a nawet małym lotniskiem dla prywatnych samolotów. To jednak także hałaśliwe miasteczko, pełne nocnych klubów i restauracji nieco oddalone od atlantyckich kurortów. Czytając opinie moich poprzedników odniosłam wrażenie, że nie byli zadowoleni z pobytu w hotelach położonych w centrum, głównie ze względu na ich standard. To gdzie się zatrzymamy zależy od wielu czynników i nie mogę zapewnić, że traficie zgodnie z oczekiwaniami.

Jest już ciemno, widać niewiele, ale wyraźnie mijamy miasteczko i ostatnie 500 m pokonujemy wyboistą piaszczystą drogą. Moim domem na kolejne trzy noce będzie Hotel Maya, położony około 7 km na północ od centrum Cap Skiring w miejscowości Boucotte. Osadzony w otoczeniu dzikiej roślinności, z basenem i widokiem na ocean sprawia przyjemne wrażenie. Tak naprawdę obejrzę go dopiero następnego dnia. Dysponuje 20 pokojami z klimatyzacją, łazienką z prysznicem i telewizją satelitarną usytuowanymi w czterech dużych chatach. Pomimo bujnej roślinności i bliskości basenu nie ma komarów ani insektów.

Pewnym minusem tego obiektu jest restauracja, gdzie śniadania i kolacje są serwowane i nie wszyscy wyjdą stąd najedzeni. Podobno menu zaczerpnęli tu z kuchni francuskiej, a my raczej zaczynamy dzień od bardziej obfitego posiłku. Te serwowane są w miarę punktualnie, chociaż jak twierdzi nasz przewodnik, wywalczenie tego standardu wcale nie było łatwe. W Senegalu czas nie biegnie inaczej i na pewno nie według zegarka.

Otoczenie hotelu jest jednak bajecznie kolorowe, a pobliska plaża sprawie wrażenie dzikiej i bezludnej. Kilka leżaków wystawionych tuż poza ogrodzenie zupełnie wystarczy. Nawet z naszej grupy niewiele osób tu zagląda i jedyne sąsiedztwo to stado krów wylegujących się na piasku. Miejsce raczej na spacer, bo temperatura wody nie zachwyca, a silna fala i nierówne dno jakoś zniechęcają pomimo prażącego słońca.

Wieczory są jednak zdecydowanie chłodne, a kilka osób uskarża się wręcz na zimne noce. Z tej samej przyczyny na przyjemną kąpiel można liczyć dopiero po południu. Trochę energii można jednak złapać przy afrykańskiej muzyce z pomocą miejscowego zespołu. W sumie to fajne miejsce, które przyjemnie będę wspominać. A teraz zostawię Was z tancerzami i liczę na odrobinę wyobraźni.

Atrakcje w okolicy – las kapokowy
Jedną z atrakcji w najbliższej okolicy Cap Skiring jest las kapokowy. Dla tych którzy nigdy nie spotkali się z tym drzewem to ciekawa propozycja na popołudnie. I tak po krótkim poobiednim wypoczynku wyruszamy w kierunku Diébéring. Przejdziemy przez wioskę i las kapokowy w kierunku wybrzeża skąd jeepami wrócimy plażą do hotelu. Tych ostatnich jest trochę za mało więc podzielimy naszą grupę na dwa zespoły i ten drugi zaliczy trasę w odwrotnej kolejności. Na wielkim placu pośrodku osady wita nas ogromne drzewo kapokowe, podobno największe w okolicy. Rzeczywiście człowiek pod jego konarami wygląda na drobinę.

Po kilku minutach pojawiają się też najmłodsi mieszkańcy, z którymi bez najmniejszych zahamowań nawiązujemy pierwsze kontakty. Gdy wejdziemy już głębiej między zabudowania, każda wolna ręką będzie zajęta, bo każdy będzie miał co najmniej jedno dziecko chętne na wspólny spacer. I tak nasza dziesięcioosobowa grupa powiększy się ponad dwukrotnie.

Z wioski dzieci odprowadzą nas aż do kapokowego lasu skąd widać już ocean. Muszę się przyznać, że z drzewami kapokowymi (Ceiba pentandra) spotkałam się właśnie tu po raz pierwszy. Ich charakterystyczne pnie i konary są niesamowite. Puch jaki produkują nie absorbuje wody i dlatego służył kiedyś do wypełniania pierwszych kapoków. Właśnie temu zawdzięczają swoją potoczną nazwę. Ma on jeszcze jedną właściwość, która może bardzo się przydać w survivalu. Wystarczy bowiem najmniejsza iskra i puch błyskawicznie się zapala.

Po krótkim czasie pojawiają się i nasze jeepy z drugą połową grupy. Wspólnie z naszymi czarnymi przyjaciółmi wypijamy po szklance pomarańczowego soku i ruszamy w kierunku brzegu. Kolejne kilka kilometrów pokonamy bezludną plażą i przed zachodem słońca wrócimy do hotelu. Późnym wieczorem pojedziemy jeszcze do centrum Cap Skiring i do północy spędzimy czas przy fantastycznej, folkowej muzyce.