Ouarzazat lub Warzazat to niepozorne, ciche miasteczko, liczące niespełna 60 tys. mieszkańców, na które być może nie zwrócilibyśmy uwagi gdyby nie magia kina. Ciche, bo nawet tak można tłumaczyć jego nazwę z miejscowego dialektu – „ouar” – bez i „zazt” – szum, hałas. Jest stolicą prowincji, a potocznie nazywane „wrotami pustyni” może być doskonałą bazą wypadową do wycieczek po Maroku. W samym mieście nie ma jednak nic ciekawego. Leży na wysokości 1160 m n.p.m. i w większości jest zamieszkane przez ludność berberyjską. W miesiącach letnich temperatury dochodzą do 400C, ale w listopadzie i grudniu może być od 2 do 100C. Za czasów panowania francuskiego (rok 1956) był Ouarzazat miastem garnizonowym i centrum administracyjnym. Dziś za sprawą energii słonecznej i programu NOOR, wdrożonego w roku 2010 przez Mohameda VI, powoli staje się także ważnym ośrodkiem gospodarczym.
Do Ouarzazat dojeżdżamy późnym wieczorem i zatrzymujemy się w hotelu Riad Salam. Hotel ma standard lat 90 więc nie oczekujcie luksusu, ale czysty i zadbany. Zbudowany w stylu dawnej kazby i otoczony zielenią. Pokoje z klimatyzacją, mini-barem i starym „bańkowym” telewizorem. Odkryty basen kusił, ale temperatura wody, jak na czerwcowe upały, odstraszała.
Studio filmowe Atlas
Zanim dały znać o sobie przemiany gospodarcze, cicha egzystencja na dawnym szlaku handlowym do Afryki Północnej i Europy zmieniła się w roku 1983. Niespełna 4 km od centrum, za sprawą marokańskiego przedsiębiorcy Mohameda Belghmi, wybudowano słynne dziś studio filmowe ATLAS, operujące na powierzchni ponad 20 ha. Od tego czasu nakręcono tu wiele scen do co najmniej kilkudziesięciu filmów, a między innymi: Klejnot Nilu, Lawrence z Arabii, Zawód Szpieg, Legionista, Kleopatra, Gladiator, Babel, Książę Persji i wielu innych. Wraz z wielkimi produkcjami zagościło tu wiele gwiazd kina jak: Peter O’Toole, Anthony Quinn, Michael Douglas, Jean-Claude Van Damme, Brad Pitt, Robert Redford, Colin Farrell, Angelina Jolie czy Penelope Cruz.
Musiały więc powstać hotele oferujące odpowiedni standard oraz całe zaplecze dla studia i jego gwiazd. Pojawiła się też szansa dla okolicznych mieszkańców by dorobić sobie w roli statystów, a wielkie produkcje ich potrzebują. Z przymrużeniem oka opowiadał o swojej roli nawet nasz lokalny przewodnik, który w jednym z filmów zagrał trupa. Wbrew pozorom rola poważna, dlatego z dumą pokazywał nam album z tej produkcji. Zajęcie można też znaleźć w samym studio od najprostszych prac fizycznych, po artystów budujących wielkie kinowe scenografie. Studio ma nawet swoje zwierzęta, od ptaków po konie i wielbłądy, którymi na co dzień trzeba się opiekować.
W roku 2005 swoją działalność rozpoczęło też drugie studio CLA Studios pod szyldem Dino de Laurentiis – Cinecitta. Tu powstały takie produkcje jak: Królestwo niebieskie, Ben Hur, Ostatni Templariusz, Gra o tron czy Prometeusz. I tak Ouarzazat stało się filmową stolicą Maroka, a Marokańczycy tak bardzo ulegli potędze kina, że powołano tu nawet Instytut Filmowy, który mógłby dostarczać własnych, kwalifikowanych aktorów (Institut Supérieur des Métiers de l’Audiovisuel et du Cinéma). Niestety, w odniesieniu do zagranicznych produkcji to się nie sprawdziło, bo wielcy producenci chętnie zatrudniają statystów, ale aktorów wolą mieć własnych. A teraz zapraszam na spacer po studio.
Wchodząc za bramę studia Atlas mamy świadomość, że wszystko tu jest nieprawdziwe. Patrząc z bliska utwierdzamy się w przekonaniu, że samolot jest tylko makietą, a kamień nie jest kamieniem. Ale im bardziej zagłębiamy się w tę przestrzeń staje się ona coraz bardziej wiarygodna. Mamy ochotę wejść na schody, które nie są schodami i czujemy potęgę budowli, które stworzono na potrzebę sceny z kartonu, gipsu i styropianu. I na tym właśnie polega magia kina.
El Glaoui i Kasbah Taourirt
Prosto ze studia filmowego Atlas kierujemy się na południowy-wschód, by na obrzeżach Ouarzazat spotkać się z marokańskim pomnikiem bogactwa i władzy. Jest nim Kasbah Taourirt, czyli jedna z warownych siedzib rodu el Glaoui. Wybudowano ją w XIX w. na głównym szlaku karawan ciągnących do Marrakeszu i dalej na północ. Znawcy marokańskich fortyfikacji mówią o niej jako jednej z najokazalszych. Chociaż część kompleksu jest w ruinie to błądząc po niezliczonych, wąskich korytarzach, klatkach schodowych i pokojach można doświadczyć tego jak wyglądało życie potężnego marokańskiego klanu. Kasba miała blisko 300 pokoi bo musiała pomieścić i wyżywić nie tylko rodzinę i jej gości, ale także harem i całą rzeszę służby, rzemieślników, a nawet wojsko. Przy wydatnym wsparciu ze strony UNESCO trwają tu prace renowacyjne i być może w niedalekiej przyszłości udostępnione będą dla turystów kolejne pomieszczenia. To jednak co można zobaczyć robi wrażenie.
Aby zrozumieć pozycję rodu el Glaoui trzeba odrobinę dotknąć historii, a ta nie jest łatwa. Dlatego ograniczę się tylko do najbardziej zauważalnej i kontrowersyjnej postaci jaką był Thami el Glaoui, znany również jako Książę Atlasu i Pasza Marakeszu. Aż do drugiej połowy XX w. w Maroku panowały porządki feudalne. Na szczycie władzy stał sułtan, który skupiał władzę świecką jako król i władzę duchową jako naczelny imam. Rządem centralnym w imieniu króla kierował wielki wezyr. Niższą kondygnację władzy stanowili paszowie czyli wicekrólowie i caids będący odpowiednikami europejskich książąt. Do ich obowiązków należało zbieranie podatków, utrzymanie porządku i zapewnienie bezpieczeństwa, czemu służyły ich prywatne armie.
Thami el Glaoui albo El Haj T’hami el Mezouari el Glaoui urodził się w roku 1879 jako książę z Telouet i syn Si Mohammeda ben Hammo. Jego rodowe nazwisko el Mezouari wywodzi się z tytułu jaki nadał jego przodkowi sułtan Moulay Ismail w roku 1700. Natomiast el Glaouli nawiązuje do tytułu wodza berberyjskiego plemienia Glaoua (Glawa). Plemię władało południową częścią Maroka od Telouet w Atlasie Wysokim po Marrakesz. Gdy Si Mahomed zmarł w 1888 roku, jego najstarszy syn Si el Madani objął stanowisko ojca, a nastoletni T’hami został jego asystentem. Jesienią 1893 roku sułtan Mulaj Hassan wraz ze swoją armią powracał z wyprawy mającej na celu zbieranie podatków i zagubił się w śnieżnej zamieci przekraczając Atlas Wysoki. Jemu i jego ludziom groziła śmierć i w tedy z pomocą przyszli mu Si Madani i T’hami. Wyrazem wdzięczności sułtan nadał Si Madani przywileje książęce na obszarze od oazy Tafilalt do Sous. Ponadto ofiarował rodzinie Glaoui unikalną armatę 77-mm firmy Krupp, jaką mogła posiadać wyłącznie artyleria królewska. Armia Glaoui wykorzystywała ją w walkach z konkurencyjnymi watażkami, a dziś stoi na dziedzińcu Taourirt Kasbah.
Dobre stosunki rodu Glaoui z sułtanatem załamały się w roku 1902 za rządów Moulay Abdelaziz, gdy starł się on z pretendentem do tronu Bou Hamara. Pomimo, że Madani i T’hami stanęli po stronie sułtana, ten pierwszy stał się kozłem ofiarnym intrygi i trzy miesiące spędził w areszcie. Upokorzony zaczął aktywnie działać na rzecz obalenia Moulay Abdelaziz i doszło do tego w roku 1907. Wówczas nowy sułtan Moulay Hafid zrewanżował się rodzinie Glaoui mianując Si Madani wielkim wezyrem, a T’hami Pashą Marrakeszu. Urząd ten sprawował od roku 1912 do 1956. Oczywiście nie bez problemów.
W czasach francuskiego protektoratu T’hami związał się z kolonizatorami uznając, że są jedyną siłą mogącą poprawić sytuację w kraju bankrutującym pod rządami Moulay Abdelaziz i jego następcy Moulay Hafida. Istotny wpływ na tę decyzję miało oskarżenie rodu Glaoui o zagarnięcie wpływów z podatków przez Moulay Hafida. Gdy w roku 1918 zmarł Madani, Francuzi natychmiast udzielili mu wsparcia by T’hami został głową rodziny przed jego synami. I tak stał się Panem Atlasu z niegraniczonymi przywilejami, za co miał zapewnić spokój i bezpieczeństwo ze strony południowych plemion berberyjskich.
Od tego czasu jego pozycja i bogactwo wzrastały lawinowo. Czerpał dziesięcinę od zbioru migdałów, szafranu i drzew arganowych. Jego dochody powiększały podatki od wydobycia minerałów, a także rabat uzyskiwany przy imporcie z Francji maszyn i samochodów. Opodatkował nawet 27000 prostytutek działających w Marrakeszu. Do jego osobistych gości w Marrakeszu należeli między innymi Winston Churchill, Colette, Maurice Ravel i Charlie Chaplin. Pasha uczestniczył nawet w koronacji królowej Elżbiety II jako prywatny gość Churchilla, ale jego hojne dary w postaci korony wysadzanej drogocennymi klejnotami i ozdobnego sztyletu zostały odrzucone, ponieważ nie było w zwyczaju, przyjmować prezentów od osób, które nie reprezentują rządu.
W latach 1950-53 starł się nawet z królem Mohamedem V doprowadzając do jego detronizacji i osadzenia na tronie Ben Arafa. Szybko jednak przekonał się, że popełnił błąd, zaczął popierać ruch wyzwoleńczy i prowadzić kampanię na rzecz przywrócenia Mohameda V na tron.
8 listopada 1955 poleciał do Francji i na kolanach prosił Mohameda V o wybaczenie błędów z przeszłości. T’hami el Glaoui został ostatecznie zrehabilitowany, ale wkrótce po tym zmarł w roku 1956.
Po jego śmierci rodzina opuściła Maroko, a jego wielkie bogactwo i posiadłości zostały przejęte przez państwo.
Opinie o nim do dziś są podzielone. Jedni uważają go za wielkiego wodza i dobrego człowieka. Inni widzą w nim bezwzględnego despotę, wykorzystującego wszelkie możliwości dla zdobycia bogactwa i władzy, a nawet zdrajcę narodu. Wyrazem tej nienawiści było splądrowanie pałacu przez tłum, zniszczenie jego wyposażenia i samochodów. Nie zawahano się nawet przed linczem jego popleczników. T’hami el Glaoui oficjalnie mieszkał w Telouet Kasbah, ale często bywał w Taourirt gdzie większość życia spędzili jego synowie, kuzyni i dalsza rodzina.
Dzisiejsze Taourirt to miasteczko niesamowitych kontrastów. Tuż obok kasby stoją bogate kramy, sklepiki i restauracje, a po przeciwnej stronie ulicy muzeum kinematografii. Gdy jednak wejść w głąb starego miasta można natrafić na skrajną biedę i warunki, w których trudno sobie wyobrazić normalne życie. Pomimo widocznej plątaniny przewodów nie wszystkie mieszkania mają prąd, a większość nie ma wody. Tę czerpie się z miejskiego zdroju bo jest za darmo. Ale nawet tu czeka na nas kilka straganów, głównie z marokańskimi tkaninami. Ciekawe i trochę szokujące, ale i my wzbudzamy zainteresowanie. Wystarczy spojrzeć w okna by zauważyć postaci, które obserwują nas z ukrycia. Na koniec zaglądamy jeszcze do pobliskiego hammamu i wracamy do bliższej nam współczesności.