Dwa dni na plażach Cancun minęły jak mgnienie i trzeba myśleć o powrocie. Po śniadaniu opuszczamy Aquamarinę i ruszamy na lotnisko. Z zamówionych dwóch busów przyjeżdża jeden, więc połowę naszej grupy przewodnik ładuje do taksówek. Na miejscu jesteśmy o czasie. Po Aeropuerto Internacional de Mexico City lotnisko w Cancun jest drugim co do wielkości, ale może poszczycić się palmą pierwszeństwa pod względem liczby pasażerów międzynarodowych. W roku 2012 przyjęło prawie 14,5 mln turystów odnotowując, w porównaniu do roku poprzedniego, wzrost o 11,1%. W roku 2011 ponad 2 mln stanowili Amerykanie. Trwa właśnie budowa czwartego terminala międzynarodowego finansowanego przez Asur i Jet Blue, a po jego ukończeniu lotnisko będzie w stanie przyjąć kolejnych 800 tys. pasażerów rocznie. Lotnisko Chopina odprawia rocznie około 9,5 mln i to porównanie najlepiej świadczy o potędze turystyki.
Startujemy bez opóźnień, a chwilę potem żegnamy rafę i bielejące w słońcu miniaturki wielkich hoteli. Po dwóch godzinach pod nami Mexico City. Przy dobrej pogodzie możemy wreszcie zobaczyć dymiący Popocatepetl i jego ukochaną Iztaccihuatl. Podchodząc do lądowania bez trudu rozpoznajemy Paseo de la Reforma z charakterystycznym szeregiem wieżowców. Bez trudu opuszczamy terminal i jedziemy do słynnej dzielnicy Coyoacan. Do wylotu mamy kilka godzin więc, zamiast w poczekalni, lepiej spędzić je na tętniącej życiem ulicy. Po drodze mijamy siedzibę miejscowego klubu Jiu-Jitsu i gdybym nie była z grupą, z pewnością chciałabym tu zajrzeć.
Spotkanie z dzielnicą Coyoacan zaczynamy w miejscu zwanym Colonia del Carmen i zatrzymujemy się przy niebieskim domu – La Casa Azul gdzie w roku 1907 przyszła na świat najsłynniejsza meksykańska malarka Frida Kahlo. Tragiczna historia jej życia wypełniła jej sztukę i cały ten dom, w którym czuje się ból i smutek. Nie znalazła szczęścia, o jakim marzy każda dziewczyna, nie poznała też smaku sławy, która przyszła dopiero trzydzieści lat po jej śmierci. Dziś zna ją cały świat, a miejsce w którym żyła, przyciąga ludzi związanych ze sztuką i tysiące turystów.
Miała 3 lata gdy wybuchła meksykańska rewolucja. W wieku 6 lat poważnie zachorowała na polio, które trwale ją okaleczyło, prowadząc do zaniku mięśni lewej nogi i rozszczepienia kręgosłupa. Jako 18-letnia dziewczyna, jadąc autobusem, uległa tragicznemu wypadkowi. Cudem przeżyła doznając złamania kręgosłupa, żeber i zmiażdżenia miednicy. Prawa noga uległa złamaniu w jedenastu miejscach, a stalowa konstrukcja przebiła brzuch pozbawiając szansy by kiedykolwiek urodziła dziecko. W niewiarygodny sposób odzyskała zdolność chodzenia, ale potworny ból powracał przykuwając ją do lóżka na całe miesiące. W tej sytuacji zrezygnowała ze studiów medycznych i zainteresowała się malarstwem. Po dwóch latach, w roku 1927, pokazała kilka swoich prac znanemu malarzowi Diego Rivera, który potwierdził jej talent i zachęcił do dalszego rozwoju. Stał się też częstym gościem w domu Fridy i dwa lata później pobrali się. Nie było to jednak udane małżeństwo, pełne zdrad, rozstań i powrotów. Rozwiedli się w listopadzie 1939 roku i ponownie pobrali w grudniu 1940 roku, ale niczego to nie zmieniło. Frida Kahlo namalowała 143 obrazy, w tym 55 autoportretów. Poza jednym zakupionym przez Luwr w roku 1939 trudno mówić o popularności i sławie. Zmarła 13 lipca 1954 roku mając 47 lat.
Stała się sławna z początkiem lat 80-tych gdy zainteresowanie opinii publicznej i świata sztuki wzbudził styl zwany neomexicanismo. W roku 1982 miała miejsce pierwsza retrospektywna wystawa prac Fridy Kahlo w Londynie. Potem pokazano ją w Szwecji, Niemczech, Stanach Zjednoczonych i wreszcie tu w Mexico City. Wielki sukces odniósł film biograficzny o Fridzie Kahlo nakręcony w roku 1983 przez Paul Leduc’a, a światowym bestsellerem okazała się biografia malarki autorstwa Hayden Herrera. Od tej pory sztuka Fridy Kahlo stała się inspiracją dla wielu artystów, muzyków i twórców kina. Pojawiła się znaczkach i banknotach obiegowych. Spiralę zainteresowania nakręcił w roku 2002 film „Frida” w reżyserii Julie Taymor z Salmą Hayek w roli artystki, który przyniósł zysk przekraczający 58 mln dolarów. Prace Fridy Kahlo nadal podróżują po świecie. W 2008 odwiedziły między innymi Filadelfię, Minneapolis i San Francisco, a w 2010 gościły w Berlinie. Niestety kompletnie nie znam się na współczesnej sztuce, nie pociąga mnie prymitywizm i surrealizm, więc powstrzymam się od komentarzy by kogoś nie urazić.
Zostawiając ból i przygnębienie towarzyszące temu miejscu wychodzimy na spacer po gwarnych ulicach Coyoacan. Mówiąc o Coyoacan jako dzielnicy mam na myśli Villa Coyoacan będącą jej historycznym centrum. Nazwa dawnej wioski w języku Nahuatl oznacza miejsce kojotów i prawdopodobnie pochodzi od Azteków. Zamieszkujący te tereny lud Tepanec nienawidzący Azteków przyjął gościnnie Hernana Cortesa i Hiszpanów, którzy właśnie tu urządzili swoją kwaterę główną. W latach 1521-1523 nadali wiosce status pierwszej stolicy Nowej Hiszpanii i stąd prowadzili podbój imperium.
Wieś, a później gmina Coyoacan pozostała niezależna od Meksyku aż do połowy XIX wieku. W roku 1857 włączono ją do Dystryktu Federalnego, a od roku 1928 jest jedną z 16 dzielnic Mexico City. Pomimo wielu zmian urbanistycznych i kulturowych Coyoacan zachowało swój układ przestrzenny, zabudowę i klimat z okresu kolonialnego. Dzięki temu historyczne centrum ma specyficzną i artystyczną tożsamość, która w weekendy przyciąga ponad 70 tys. osób. Pełno tu kawiarni, restauracji, kramów, ulicznych muzyków i tancerzy.
Centrum zostało poddane kompletnej renowacji w roku 2008. Nie obyło się bez problemów z ulicznymi sprzedawcami, których na wniosek właścicieli sklepów chciano usunąć z głównych placów. Musiała ich strzec policja, dochodziło do siłowych konfrontacji i sądowych wyroków. Ostatecznie zezwolono na powrót 40 ulicznym sprzedawcom, którzy dodają temu miejscu tylko specyficznego kolorytu.
Głównym placem jest Plaza Hidalgo zwany także Jardin Hidalgo bo wypełniony jest indyjskimi drzewami laurowymi. W centrum placu stoi kiosk podarowany gminie w roku 1910 przez Porfirio Díaza. Po północnej stronie placu stoi budynek administracyjny (Casa Municipal) zwany także La Casa de Cortés. Budynek pochodzi z XVIII wieku i Hernan Cortes nigdy tu nie mieszkał, a tym bardziej nie mógł go wybudować. Nie wiem dlaczego sugestię taką zawiera tabliczka na ścianie budynku.
Drugi z placów Plaza del Centenario jest nieco mniejszy i kiedyś był częścią dużego atrium, które należało do parafii San Juan Bautista i pełniło rolę cmentarza. Co się z nim stało nie udało mi się dowiedzieć. Główne wejście Arcos del Jardín del Centenario pochodzące z XVI wieku zachowało się do dziś. W centralnej części placu stoi brązowa rzeźba dwóch kojotów nawiązująca do historycznej nazwy dzielnicy.
Jednym z najważniejszych zabytków gminy jest parafia San Juan Bautista. Zbudowany w latach 1520–1552, jest jednym z trzech najstarszych kościołów parafialnych w Meksyku.
Kilka godzin oczekiwania na lot nie zostało zmarnowanych i na pewno warto było tu zajrzeć. Na koniec zostawię Was z ulicznymi sprzedawcami których chciano stąd wypędzić. Tylko patrząc na te olbrzymie lizaki nie nabierzcie od razu ochoty na słodycze. Meksykanie za nimi przepadają i skutki widać na ulicach.