Po kilku dniach zaczynam zauważać, że Wietnamczycy bardzo lubią legendy. Chyba każde ciekawsze miejsce ma swoją legendę i myślę, że wcale nie służą one do opowiadania dzieciom bajek na dobranoc. Patrząc na sposób w jaki czczą pojawiające się w nich miejsca i symbole zaczynam nabierać przekonania, że tu w legendy się wierzy. Za chwilę opowiem następną po przyjeździe do Hanoi.
Na razie musimy pokonać ponad 150 km i po drodze zatrzymamy się w przedsiębiorstwie hodowli perłopławów. Prześledzimy cały proces od inicjowania tworzenia się perły, poprzez połów pozyskiwanie pereł, ich selekcję aż po zastosowanie w wyrobach jubilerskich.
Cały proces zaczyna się od wprowadzenia do wnętrza ciała małża tkanki nabłonka płaszcza inicjującej produkcję masy perłowej. W przypadku hodowli pereł jądrowych dodatkowo wprowadzane jest sztuczne jądro, które będzie stanowiło wzorzec kształtu perły. W Wietnamie hodowane są perły odmiany Akoya o kulistym kształcie i jasnych barwach na bazie małż Pinctada fucata. Ze względu na swój połysk uważane są za najpiękniejsze. Oczywiście nie wszystkie perły są wzorem ideału i za stosunkowo niewielkie pieniądze można tu kupić nawet bransoletkę. Te największe o idealnej barwie i kształcie osiągają zawrotne ceny.
Świątynia Jadeitowej Góry – Đen Ngoc Son
Do samego serca starówki w Hanoi docieramy na krótko przed zachodem słońca. Na dobre zdjęcia nie ma co liczyć ale spróbujemy. Czas do rozpoczęcia seansu w teatrze zechcemy wykorzystać na zwiedzenie tego zabytku i krótki spacer po okolicy.
Światynia znajduje się w centrum Hanoi nad jeziorem Hoàn Kiem (Odzyskanego Miecza). Kiedyś jezioro było połączone z Czerwoną Rzeką ale zmiany geologiczne na przestrzeni lat odsunęły go od niej o prawie 2 km. Jezioro ma powierzchnię 12 ha a teren wokół niego jest ulubionym miejscem spacerów mieszkańców stolicy. Zaproszę Was teraz na fotograficzny spacer po centrum, a między zdjęciami opowiem obiecaną legendę.
Do XV wieku jezioro nosiło nazwę Hồ Luc Thủy (Jezioro Zielonej Wody) bo rzeczywiście jest zielona nawet dzisiaj. Zmiana nazwy wiąże się z kolejną i bardzo popularną legendą. Głosi ona, że właśnie w XV w. jeden z biednych rybaków nazywany Le Loi, łowiąc ryby w jeziorze, otrzymał od wielkiego żółwia cudowny miecz. Co ciekawe takie olbrzymie żółwie o miękkiej skorupie z rodziny Rafetus żyły w jeziorze do naszych czasów, a ostatni osobnik został znaleziony martwy w styczniu 2016 roku. Według niektórych nadal żyją jeszcze trzy.
Zdarzenie to miało miejsce w czasach gdy Wietnam znajdował się pod chińską okupacją dynastii Ming i w kraju narastał silny sprzeciw wobec tyranii. Miecz miał podobno nadzwyczajną moc, którą rybak wykorzystał w walce z Chińczykami. Ostatecznie pokonał on dynastię Ming kończąc jej panowanie w Wietnamie. Za ten czyn został uhonorowany i ogłoszony królem. Po koronacji przyszedł on nad brzeg jeziora by podziękować bogom za ocalenie kraju. Wtedy z wód jeziora wynurzył się żółw i miecz jaki król miał przy sobie samoistnie wrócił do niego. Żółw miał się unieść w powietrzu przyjmując postać smoka i zanurzył się pod wodą. Na pamiątkę tego niezwykłego wydarzenia król nakazał zmianę nazwy jeziora na Hoàn Kiem.
Lê Lợi nie jest postacią do końca wymyśloną i rzeczywiście należy do grona największych bohaterów Wietnamu. W 1418 roku rzeczywiście rozpoczął kampanię przeciwko okupantom i przez kilka lat prowadził wojnę partyzancką. W 1427 roku powstanie opanowało już cały Wietnam i ostatecznie armia chińska została pokonana pod Hanoi. Lê Lợi faktycznie został królem i założycielem dynastii Le. Nie był jednak biednym rybakiem tylko najmłodszym z trzech synów arystokraty mieszkającego w Lam Son w Północnym Wietnamie. A żółw? – jest do dziś w Wietnamie symbolem niepodległości i pokoju.
Kompleks świątynny jest poświęcony bohaterowi narodowemu Tran Hung Đạo, który w XIII wieku, który doprowadził do pokonania mongolskich najeźdźców oraz La To – patronowi lekarzy i uczonemu Van Xuongowi. Świątynia w dzisiejszej postaci powstała po restauracji w XIX w. na miejscu pierwotnej świątyni Ngoc Tuong z X w. a później pałacu wybudowanego przez Trinh Giang z dynastii Le. Po upadku dynastii pałac został zburzony, a jego resztki wykorzystał Tin Trai do budowy pagody Ngoc Son. Przez wiele kolejnych lat pagoda popadała w ruinę i wreszcie syn fundatora przekazał ją organizacji charytatywnej. W 1865 roku Nguyen Van Sieu podjął się jej odbudowy.
Przez wody jeziora prowadzi do niej Most Wschodzącego Słońca (Cau The Húc), a dalej Brama Pisma (Đắc Nguyệt Lâu). Konstrukcja bramy składa się z dwóch poziomów, a górny zwieńczony jest dwoma dachami. Na bocznych skrzydłach widnieją obrazy nawiązujące do kolejnych legend. Po prawej, z koniem i smokiem – o chińskim królu Phuc Hy, a po lewej – o chińskim królu Đại Vũ.
Wszystkie budynki tak jak ich nazwy mają symboliczne znaczenie (Wieża Pióra, Pawilon Kontemplacji Księżyca czy Pawilon Przeciw Falom).
Niestety jest już bardzo późno, a na terenie świątyni mnóstwo ludzi. Dlatego o dobrych zdjęciach trzeba zapomnieć. Może będąc tu w innym czasie zrobicie to lepiej.
Teatr kukiełkowy Thang Long
Każdy z nas potrafi sobie wyobrazić teatr kukiełkowy, ale w przypadku wietnamskiego nawet najlepsza wyobraźnia nie wystarczy. To teatr, w którym nie ma tradycyjnej kurtyny, a powierzchnię sceny zastępuje lustro wody. Zanim rozpocznie się występ, po bokach prostokątnego basenu zasiadają muzycy ubrani w tradycyjne stroje i wykonują kilka utworów z katalogu dawnej muzyki wietnamskiej. Grają na klasycznych instrumentach charakterystycznych dla tego regionu. Wśród nich są oczywiście bębny i instrumenty dęte, ale także đàn nguyệt (dwustrunowa lutnia), đàn bầu (jednostrunowa cytra) i sắt (25-cio strunowa cytra). Po ich występie na widowni zapada ciemność, nad wodą pojawiają się kolorowe światła i rozpoczyna się spektakl.
Przez godzinę możemy obserwować krótkie scenki z życia wietnamskiej wsi, pracę na polach ryżowych, przykłady walki dobra ze złem, scenki z życia zwierząt no i oczywiście legendarne smoki, które nawet zieją prawdziwym ogniem i plują fontanną wody.
Najciekawszy jest jednak sposób animacji kukiełek, które poruszane są na długich bambusowych kijach trzymanych przez animatorów. To duży wysiłek fizyczny ale też niesamowity kunszt i finezja. Niektóre z kukiełek mają tak skomplikowane sekwencje ruchów, że wyobraźnia nie wystarczy by zgadnąć jak oni to robią. I nie warto próbować, bo sztuka animacji była kiedyś owiana tajemnicą. Między innymi dlatego nie pozwalano kobietom zostać animatorkami by tajemnicy tej nie zdradzały. Wszystkiemu towarzyszy muzyka na żywo dostosowana do dramaturgii i tempa akcji co stwarza niesamowitą atmosferę. Same kukiełki to odrębne dzieła sztuki lalkarskiej. Wykonane z drewna figowego, które jest lekkie podatne na obróbkę i odporne na działanie wody, są bajecznie kolorowe. Kukiełki mówią po wietnamsku, ale z treści scenki można prawie wszystko odgadnąć.
Początki takich teatrzyków sięgają XII w. Pojawiły się podobno w biednych wioskach odciętych od świata w porze deszczowej i były sposobem na zabawienie ale i wychowanie dzieci. Później stały się elementem tradycyjnych świąt i festynów ludowych dzięki którym przetrwały jako unikalny w świecie przykład sztuki wietnamskiej. Czy warto to oglądać? Na pewno chociażby z czystej ciekawości. Dość powiedzieć, że spektakle w teatrze w Hanoi odbywają się trzy razy dziennie i zawsze mają komplet publiczności. Jedynym minusem jest fakt, że przez większość spektaklu nad wodą unoszą się kolorowe mgły i zrobienie dobrych zdjęć w tych warunkach graniczy z cudem.