Zanzibar to przede wszystkim rajskie plaże które przyciągają na wyspę tysiące turystów z całej Europy. Można je porównywać z karaibskimi lub tajskimi ale i tak będą inne. Piasek drobny jak puder i przejrzysta, turkusowa woda nie są chwytem reklamowym bo istnieją naprawdę. Plaże w rejonie Kiwengwa są rozległe chociaż nie zawsze łagodnie opadające do oceanu. Tak jest przy Sultan Sands gdzie wejście do wody wymaga pokonania niewielkiego urwiska.
Specyfiką plaż Zanzibaru są duże pływy. Dwa razy na dobę mamy odpływ i dwukrotnie przypływ. Zależnie od pory roku i fazy księżyca mogą być mniejsze lub większe ale zawsze trzeba się liczyć z tym, że poziom wody w czasie przypływu podniesie się co najmniej o 3 m. Może to oznaczać, że powrót plażą z dalekiego spaceru będzie niemożliwy, a poruszanie się po skarpie to niebezpieczna walka z gąszczem ostrych krzaków i gałęzi. Największe pływy, które wcale nie są rzadkością, przewyższają 4 m. Dobrze jest wiedzieć kiedy wystąpią i dlatego warto sięgnąć do tabel pływów opracowywanych w układzie tygodniowym lub miesięcznym. Dzięki nim poznacie mechanizm zachodzących zmian i zegar ich występowania w kolejnych dniach.
Tak wysokie różnice poziomu oceanu powodują, że podczas odpływu woda cofnie się co najmniej o kilkaset metrów. Zależnie od miejsca i ukształtowania dna może to być nawet 2 km. Mamy zatem wyjątkową okazję pospacerować suchą stopą po dnie oceanu, który odkrywa przed nami swoje skarby. Czasami są to fantastyczne muszle, na które możemy tylko popatrzeć bo ich wywóz jest zabroniony.
Spacer po dnie może być jednak niebezpieczny z uwagi na plagę jeżowców. Nie są tak wielkie jak w Morzu Czerwonym, a rozmiarami przypominają te z Adriatyku. Jest ich jednak mnóstwo. Zwykle przebywają z dużych skupiskach i często zamaskowane są roślinnością pokrywającą dno. Przez dwa pierwsze dni wręcz zaczynałam wątpić czy w ogóle tu występują aż natknęłam się na miejsce gdzie trudno było postawić stopę by je ominąć. Dlatego buty ochronne są koniecznością.
Gdy nie ma wody można też wybrać się na dłuższy spacer pilnując jednak pory przypływu. Nie liczcie jednak na prywatność bo plaża to miejsce tętniące życiem. Tu zawiera się nowe znajomości, poznaje ciekawych ludzi, a przede wszystkim robi drobne interesy. Tubylcy chyba nie wyobrażają sobie by wyjść poza hotel dla samego spaceru i podziwiania przyrody. Skoro wyszliśmy to właśnie dla nich.
Nieładnie nie odpowiedzieć na pozdrowienie, ale jeśli już odpowiemy to znaczy że akceptujemy zawarcie znajomości. Plusem tego schematu jest fakt, że wszystkie potrzebne pamiątki kupicie właśnie tutaj. Wędrowni sprzedawcy i Masajowie sprzedają tradycyjne chusty, rzeźby w drewnie, stylowe magnesy z rzeźbami afrykańskich zwierząt, ręcznie robione ozdoby z muszelek i koralików – także na zamówienie.
Nieco dalej od hotelu pojawią się stragany gdzie trafiłam na Agnes. Zrobiłam spore zakupy i jeszcze dostałam kilka prezentów. Warto się do niej wybrać po bluzki i ręcznie robione japonki. Starannie wykonane i gustownie zdobione – nie do kupienia w naszych sklepach. Pozdrówcie ją ode mnie a być może dostaniecie extra rabat. Podobne rzeczy można znaleźć w Stone Town tylko sporo drożej, ale jeśli już – to przystarym forcie. Na plaży jest wszystko, wystarczy popatrzeć na szyldy. W ten sposób w godzinę zrobicie niewiele ponad kilometr, ale zależnie od Waszych potrzeb warto spróbować.
Cały drobny biznes opiera się na zaufaniu. Wszystko możecie kupić bez pieniędzy i wcale na spacer nie musicie zabierać portfela. Zapłacić możecie po obiedzie, a jeśli woda odetnie Wam drogę to nawet następnego dnia. Będą na Was czekać. Podobnie z pamiątkami wykonanymi na zamówienie – przyniosą plażą pod hotel o umówionej godzinie. Tu w odróżnieniu od innych aspektów życia obowiązuje punktualność. Poza tym pole-pole i hakuna matata.
A co robić po zachodzie słońca? Zdecydowanie nie warto zamykać się w pokoju. W Sultan Sands i sąsiednim Bluebay Beach turysty nie pozostawia się samemu sobie. Wieczorna rozrywka rozpoczyna się zwykle w porze kolacji. Wówczas plac przy basenie zamienia się w estradę, na której pojawiają się lokalne zespoły.
Można posłuchać muzyki instrumentalnej, światowych przebojów i oczywiście poczuć klimat afrykańskich rytmów. Zespoły taneczne nawiązują do lokalnego folkloru i zabaw przy których żegna się dzień w odległych wioskach.
Są też prawdziwi Masajowie ze swoim charakterystycznym rytualnym tańcem. Na Zanzibarze spotyka się ich wyjątkowo dużo. Przyjeżdżają tu ze swoich wiosek w Kenii i Tanzanii w poszukiwaniu pieniędzy i lepszego życia. Czy takie jest naprawdę? Może lepsze ale nie na początku tej drogi. Przede wszystkim spotyka się mężczyzn ale przyjeżdżają też całymi rodzinami. Koczują w pustostanach i domach w budowie którą ktoś musiał przerwać ze względu na brak środków. Gdy pojawi się właściciel przenoszą się dalej.
Od rana można ich spotkać na plaży. Duża grupa pracuje w hotelach jako porządkowi i tragarze. Kobiety siedzą na plaży, z reguły na uboczu w małych grupach i zajmują się wytwarzaniem bransoletek, naszyjników i innych ozdób. Potem trafiają w ręce mężczyzn którzy zajmują się handlem. Robią naprawdę ładne rzeczy, a przede wszystkim unikalne. Co jakiś czas jednoczą siły i pojawiają się na scenie hotelu dając prawdziwy show.
Będziecie zachwyceni występami artystów cyrkowych dających pokaz zręczności i siły. Nie są zawodowcami w naszym rozumieniu. Często tworzą takie zespoły spontanicznie jako amatorzy, wspólnie rozwijają swoje umiejętności i budują przyszły repertuar. Gdyby mogli trafić do kolejnej edycji „Mam talent” narobiliby sporego zamieszania.
W tej całej zabawie martwi mnie jedno – jakaś niezrozumiała obojętność ze strony turystów, często brak zainteresowania i reakcji zwłaszcza podczas występów zespołów muzycznych. Ludziom pochłoniętym swoimi smartfonami, rozmową i drinkiem trudno je na chwilę odłożyć by chociaż skromnymi brawami nagrodzić występ. Bądźmy w takich miejscach bardziej otwarci i spontaniczni. Tworzy to szczególną więź między nami a wykonawcą i atmosferę, która obu stronom pozwoli się bawić jeszcze lepiej.
A na to wszystko z góry patrzy księżyc i ocenia czy jutro warto nam przysłać na plażę trochę więcej wody.