Bangkok – Hotel Palace i okolice
Jeżeli nie zmieni się program wycieczek to Waszym punktem początkowym i końcowym pobytu w Tajlandii będzie Hotel Palace w Bangkoku. Zaletą tego miejsca jest fakt, że hotel znajduje się w dzielnicy Pratunam, a więc centrum handlowym i rozrywkowym stolicy. Stąd kilkaset metrów do najwyższego budynku Skay Baiyoke, który może być doskonałym punktem orientacyjnym, a pobliżu wszystko co potrzeba: kantory, restauracje, domy handlowe i wielkie targowiska. Tu spędzicie ogółem trzy noce, a do Waszej dyspozycji będą dwa wieczory i jeden dzień
.

Oficjalny adres hotelu to 1091/336 New Petchburi Rd., Bangkok, ale tak naprawdę, po wyjściu z recepcji w prawo i znów w prawo znajdziecie się na wąskiej uliczce prowadzącej do Sky Baiyoke. Atrakcją pierwszego wieczoru, za którą niestety trzeba dodatkowo zapłacić, będzie kolacja na 76 piętrze tego wieżowca, a potem podziwianie nocnej panoramy miasta z obrotowej platformy znajdującej się trzy piętra wyżej. Po powrocie na dół będą na Was czekać busy, którymi pojedziecie do dzielnicy, gdzie kwitnie nocne życie dla dorosłych. Aby zobaczyć erotyczny pokaz ping-pong show wystarczy podobno kupić piwo… a potem zapłacić za każdą osobę, która się do nas przysiądzie. W ten sposób poleci nawet kilka tysięcy bahtów.

Szczerze przyznam, że chętnie bym zobaczyła taki seans, ale pod opieką naszego tajskiego przewodnika, bo samemu nie radzę ryzykować. Niestety, po 27 godzinach podróży, licząc od wyjazdu z domu, nie miałam na to nastroju. Wzdłuż tej samej ulicy, gdzie co chwilę dziewczyny zapraszają Was do lokali, znajduje się targ i tam spędziłam czas wolny, odbywając pierwszy udany trening w handlowaniu z Tajami. Co do samej kolacji w Baiyoke Sky uprzedzam, aby ostrożnie podchodzić do typowych tajskich smakołyków. Sama lubię wszystkiego spróbować i nie mam chyba delikatnego podniebienia, ale tu pierwszy łyk słynnej zupki tom yum kung goong pozbawił mnie oddechu, a łzy same poleciały po policzkach. 

Tą samą uliczką będziecie z pewnością chodzić każdym następnym razem. Już na jej początku szyldy będą zapraszać do kantorów i lepiej to zrobić od razu, bo dalej będzie trudniej. Za to dalej można smacznie zjeść. Osobiście polecam knajpkę po prawej stronie prowadzoną przez Mamę Papu. Może w tym kontekście brzmi to jak żart, ale właścicielka naprawdę tak się nazywa. Tu biorą pod uwagę, że nie jesteście przyzwyczajeni do tajskiej kuchni i oddechu nie stracicie. Najbardziej smakował mi kurczak duszony w sosie tajskim z orzechami nerkowca czyli Chicken with Cashew Nuts lub Gai-Pad-Med-Mamuang-Himaphan. Obiadokolacja dla dwóch osób to wydatek rzędu 250-300 bahtów. Po dojściu do większego skrzyżowania warto skręcić w lewo w handlową ulicę Ratchaprarop (Rajaprarop Rd.) gdzie po lewej i prawej stronie znajdziecie wiele straganów, sklepów i wielki Pratunam Market z ciuchami i nie tylko.

Z kolei w okolicach Gaysorn Plaza przed godziną 20.00 rozkłada się wielki targ uliczny i tego nie można przegapić. W odróżnieniu od indyjskich straganów są tu naprawdę rzeczy równie ładne co i porządnie wykonane. Elegancki t-shirt z obustronnym nadrukiem czy ładna bluzka są osiągalne już za 100 – 200 bahtów, ale można też kupić sukienkę za 1500. Ceny są wystawione, co ułatwia orientację ale utrudnia targowanie. Zawsze jednak kupując kilka sztuk uda się coś wynegocjować. Z kolei na targu, o którym wspominałam w „czerwonej dzielnicy”, za męską koszulę z haftem czy t-shirt w chińskim stylu chcą 800 – 1000 bahtów, ale nawet przy jednej sztuce można zbić do 300. Nam się to udało poczuciem humoru i chyba odrobiną umiejętności liczenia po tajsku.

Co warto wiedzieć – Bangkok i nie tylko
Miasto zajmuje obszar 1568.7 km² i liczy ponad 8,3 mln mieszkańców. Wokół Bangkoku w tzw. obszarze metropolitalnym mieszka kolejne 14,5 mln. Bangkok jest miastem kosmopolitycznym, w którym zamieszkuje na stałe 81,5 tys. Japończyków, 56,0 tys. Chińczyków i 117,0 tys emigrantów z innych krajów azjatyckich. Dane statystyczne podają także liczbę 48,5 tys. Europejczyków, blisko 23,5 tys. osób pochodzących z kontynentu amerykańskiego, ponad 5 tys. z Australii i 3 tys. z Afryki. Według danych Departamentu Turystyki w roku 2010 Bangkok odwiedziło blisko 27 mln turystów krajowych i blisko 11,5 mln gości zagranicznych.

Pełna nazwa miasta po tajsku jest światowym rekordem Guinessa w długości nazwy geograficznej. Początek „bicia tego rekordu” należy do króla Ramy I, który podczas swojej koronacji w 1782 roku nadał miastu nazwę składającą się z 43 sylab. W kolejnych latach dodano do tej nazwy 21 kolejnych. Jej tłumaczenie na język polski jest następujące: „Miasto aniołów, wielkie miasto i rezydencja świętego klejnotu Indry, niezdobyte miasto Boga, wielka stolica świata, ozdobiona dziewięcioma bezcennymi kamieniami szlachetnymi, pełne ogromnych pałaców królewskich, równającym niebiańskiemu domowi odrodzonego Boga; miasto, podarowane przez Indrę i zbudowane przez Wiszwakarmana”. Według Światowej Organizacji Meteorologicznej Bangkok jest najgorętszym miastem świata. Średnia temperatura roczna zawiera się w granicach od 24,9 do 33,3 stopnia, a wilgotność nieznacznie spada poniżej 70% tylko w grudniu i styczniu. Najmniej dni deszczowych (od 1 do 3) notuje się w okresie od grudnia do marca, a od maja do października trwa pora deszczowa i w ciągu miesiąca spada od 157 do 334 mm wody.

Na koniec października 2012 roku w Bangkoku było zarejestrowanych blisko 7,5 mln pojazdów i liczba ta nadal wzrasta. Każdego dnia rejestruje się około 1500 samochodów i 1200 motocykli. Dlatego miasto słynie z gigantycznych korków i olbrzymiego zanieczyszczenia powietrza, które i tak w latach 1997 – 2007 udało się zmniejszyć niemal dwukrotnie. Skala problemu jest na tyle poważna, że policja ruchu drogowego ma nawet specjalnie przeszkoloną jednostkę w zakresie położnictwa, która udziela pomocy w przypadku niemożności dojechania do szpitala na czas. Jednym z najpoważniejszych problemów miasta jest plaga bezpańskich psów, których liczbę szacuje się na około 300 tys. a przypadki pogryzienia przez psa są jednymi z najczęstszych urazów leczonych w oddziałach ratunkowych.

Nie tylko w Bangkoku, ale także w wielu innych miejscach, a zwłaszcza w hotelach spotkacie tablice zakazujące wstępu z owocem o nazwie Durian. Ma podobno fantastyczny smak i równie odrażający zapach, który wydziela się po jego rozkrojeniu. Bardzo trudno go usunąć i dlatego warto przestrzegać tego zakazu, bo z pewnością nie chcielibyście nocować w pokoju, gdzie ktoś zrobił sobie durianową ucztę. Próbowałam wielu rzeczy, ale nie lubię takich skrajnych przeciwności i u mnie zapach musi korespondować ze smakiem. Byłam natomiast zachwycona równie egzotycznym owocem o nazwie chomphu, czyli jabłkiem wodnym. Doskonale gasi pragnienie i uczucie głodu, a przy tym ma łagodny smak i przyjemny zapach.

Na koniec dwa słowa o sex-turystyce, bo kilka osób mnie już o to pytało zaraz po powrocie. Rzeczywiście zjawisko takie istnieje i to na dużą skalę, bo szacuje się, że swoje wdzięki oferuje od 300 tys. do miliona Tajek. Nie oznacza to jednak, że dziewczyny stoją na ulicach, przy drogach czy hotelach i szukają klientów. Nie należy się zatem spodziewać, że będziecie nachalnie zaczepiani i nagabywani jak przez arabskich kupców. Nie ma tu także zjawiska sutenerstwa, handlu żywym towarem czy umięśnionych drabów pilnujących dziewczyn i klientów. Jest zatem bezpiecznej i bardziej bezpośrednio. Są jednak zasady, które trzeba znać i szanować. Z uprzejmymi zaproszeniami na całej trasie spotkałam się dwukrotnie. W czerwonej dzielnicy Bangkoku, o czym już wspominałam, oraz na głównej ulicy w Krabi, gdzie transwestyci zapraszali przechodniów na swój show. Pięknie ubrane dziewczyny, o ślicznych buziach i wzroście od 170 do 190 cm (na szpilkach) są niestety facetami i to jedna z osobliwości Tajlandii. Podobno nie można poznać Krabi gdy nie zobaczy się tego show, a więc dogłębne poznanie muszę zostawić na kolejną okazję. Krótko mówiąc, jeżeli Wasza wyobraźnia podpowiada, że na objazdowej wycieczce przeżyjecie coś intymnego to sprawię Wam zawód. To zupełnie nie ta trasa, nie te miejsca i nie ten czas. O tym, jak to zrobić i gdzie, z pewnością poczytacie w innym miejscu, bo chociaż sporo się dowiedziałam, to tylko niesprawdzona teoria i jej przekazywanie kłóci się z ideą tego serwisu. A zatem przejdźmy do praktycznych doświadczeń, a pierwszym z nich będzie wędrówka po buddyjskich świątyniach Bangkoku. Naszym przewodnikiem, dowódcą i opiekunem będzie Kinga Budakowska, której wiedza i swoboda poruszania się w tajskich klimatach zainspirowała mnie do szerszego zainteresowania tym krajem i jego historią.