Z Muscatu pojedziemy teraz drogą nr 23 na południe na spotkanie z pustynią Wahiba Sands. Mamy do pokonania ponad 260 km i musimy zdążyć przed zachodem słońca. Wahiba Sands to w mojej opinii jedno z tych miejsc na świecie które trzeba zobaczyć, a będąc w Omanie nie wyobrażam sobie by je pominąć. Być może dlatego, że to prawdziwe morze piasku i pustynia z dziecięcych wyobrażeń.

Obszar nazwany tak od miejscowego plemienia Bani Wahiba rozciąga się na obszarze 180 kilometrów z północy na południe i 80 kilometrów ze wschodu na zachód. Na obrzeżach pustyni żyje podobno około 3000 Beduinów, w tym plemię Al Wahiba, którzy trudnią się handlem daktylami, mlekiem kóz i zajmują się hodowlą wyścigowych dromaderów, które są ich największą dumą. Piaszczyste wydmy o niesamowitych kształtach i barwach dochodzą do 100 m wysokości i mogą być obiektem ekstremalnych doznań. Co ciekawe znajdują się w ciągłym ruchu i podobno przesuwają się w głąb lądu z prędkością około 10 m rocznie. Jest to wynikiem wiatrów wiejących tu z południowego-wschodu czyli od wybrzeża.

Dojeżdżamy do Arabian Oryx Camp otoczonego przez wysokie wydmy. Oryx arabski lub biały który wita nas przed wejściem jest narodowym zwierzęciem Omanu. Na wolności całkowicie wyginął w latach 70-tych XX wieku. Dzięki osobnikom żyjącym w ogrodach zoologicznych udało się odnowić jego populację i po dziesięciu latach znów przenieść do naturalnego środowiska.
Widząc ślady kół na zboczach spodziewam się, że właśnie tu będzie obiecany pokaz jazdy.  Na razie jednak zostawiamy nasze bagaże i ruszamy na zachód słońca. Bardzo szybko dochodzę do wniosku, że pokaz zobaczymy z wnętrza samochodu. Sami będziemy jego częścią i mam nadzieję że przeżyjemy. O teorii wolniejszej jazdy wszyscy już zapomnieli bo prędkość i moc trzeba dostosować do ukształtowania terenu. Na pełnej prędkości pokonujemy więc stoki nachylone pod kątem do 45 stopni. Jeśli zabraknie prędkości to koniec. Potem zjeżdżamy z nich wykorzystując techniki wychodzenia z poślizgu, a ściana osuwającego się piasku jest wyższa od samochodu. Odnosi się wrażenie, że za kilka sekund przekroczymy granicę stabilności i resztę zbocza pokonany rolowaniem przez dach.
Jak to było zobaczycie na przykładzie samochodu który jechał za nami.

Siedzę z tyłu z dwoma dziewczynami i trzymając się za ręce dajemy koncert niekontrolowanego pisku. Mąż obok kierowcy dostał tylko jedno zadanie – rób zdjęcia. Czy można je zrobić w takich warunkach musicie doświadczyć sami. Z wrażenia straciłam poczucie czasu ale wydaje mi się, że ta ekstremalna przygoda trwała co najmniej pół godziny. Ciąg dalszy będzie po krótkiej przerwie i po zachodzie słońca w drodze powrotnej do campingu. A kręgosłup? – przeżył bez bólu bo po płynnych piaskach jeździ się wyjątkowo miękko.

Wreszcie zatrzymujemy się na szczycie wysokiej wydmy z której w oddali widać nasze spanie. Oczekiwanie i sam zachód słońca są obrazem trudnym do opisania. To zupełnie inaczej wygląda na zdjęciach niż w rzeczywistości. W tym drugim przypadku czujemy go całym ciałem. Gdy za odległymi wydmami schował się ostatni promień wracamy do naszych terenówek i ku absolutnemu zaskoczeniu zaczynami zjeżdżać do campingu niemal pionowo w dół.

Po tych ekstremalnych doznaniach nawet kubek beduińskiej herbaty będzie smakował inaczej. Noc spędzimy w wyjątkowo komfortowych warunkach bo w pokojach na środku pustyni mamy łazienkę a nawet klimatyzację. Trzeba tylko pamiętać o zamykaniu i uszczelnianiu drzwi. W końcu na tej pustyni żyje kilkanaście tysięcy bezkręgowców i być może jeden z nich zechce przespać się razem z Wami.

Wahiba Sands niektórzy porównują do marokańskiej pustyni Erg Chebbi i te subiektywne oceny wypadają różnie. Być może ze względu na wyjątkowy ładunek adrenaliny z większą dawką emocji będę wspominać Wahiba Sands. Tam przeżyłam małą burzę piaskową i wyprawę na wielbłądach. Tu szaleńczą jazdę jakiej jeszcze nie doświadczyłam i zachód słońca o jakim marzyłam.

Kiedy czytam o planach wybrania się na pustynię własnym samochodem zastanawiam się czy podziwiać odwagę tych ludzi czy raczej głupie ryzykanctwo. Pustynia nie wybacza błędów. Spotkanie z nią to nie komputerowa gra którą można przerwać i zacząć od początku. Jeżdżę samochodem ponad 20 lat we wszystkich warunkach pogodowych. Lubię ostrą jazdę i na pewno nikt nie powie „baba za kierownicą”. Sama na pustynię bym się jednak nie wybrała bo tu nie wystarczy 4×4 i odwaga. Potrzebne jest doświadczenie, którego w naszych warunkach zdobyć nie można. Najmniejszy błąd grozi wywrotką lub zakopaniem po osie. Wtedy potrzeba tylko długiej liny i drugiego samochodu ze znacznie lepszym kierowcą. Zanim podejmiecie takie wyzwanie warto kilka razy się zastanowić.