Od dziś rozpoczniemy drogę powrotną z dalekiego południa i ostatecznie zakończymy ją w Marrakeszu. Trasa licząca prawie 500 km byłaby jednak zbyt długa na jeden dzień dlatego pierwszego dnia dojedziemy tylko do Ouarzazat. W tym wpisie opowiem o pierwszym odcinku trasy, który zakończymy w pięknym wąwozie rzeki Todra.
Po opuszczeniu Erfoud pierwszym punktem na naszej trasie jest ciąg starych studni wykorzystywanych jeszcze do niedawna przez mieszkańców pustyni. Pojedyncza studnia nazywana khettara lub foggara to część systemu, pozwalającego na wykorzystanie podziemnych zasobów wodnych. W Maroku, głównym źródłem tych podziemnych zasobów są wody opadowe i rzeki spływające zboczami Atlasu. Przenikając przez grunt tworzą podziemne cieki, a nawet jeziora. Trzeba tylko znaleźć takie miejsce i wykopać podziemny kanał odprowadzający (souagui). Kanały takie mogą osiągać długość nawet 15 km.

Średnio co 10 m drąży się z powierzchni otwór. Może on być studnią, albo otworem technicznym. Będzie wtedy służył do wydobywania urobku podczas kopania tunelu, a potem do utrzymania kanału. Na szczęście wody podziemne Maroka zalegają dość płytko, do około 20 m. Khettary zasilane są także opadami deszczu, po których woda przesiąka do gruntu. Istotne znaczenie ma także zjawisko kondensacji pary wodnej z wilgotnego powietrza, zwłaszcza przy dużych różnicach temperatur jakie występują na pustyni między nocą i dniem. Każda z istniejących tu studni była własnością jednego klanu, ale do budowy systemu potrzebne było zorganizowane działanie w ramach większej społeczności. Do tego służyła instytucja zwana jmaa.

Był to organ zarządzający składający się z przedstawicieli każdej linii, wybieranych wg kryterium mądrości, szlachetności, odwagi i bogactwa. Jmaa decydowała też o dystrybucji wody, konserwacji systemu i rozwiązywała wszelkie konflikty. Woda była własnością całej wioski, która musiała też solidarnie ponosić koszty remontów czy rozbudowy sieci. Tak było jeszcze w wielu miejscach do połowy XX w. Dziś khettary zastąpiła państwowa sieć wodociągowa, którą spotykamy wzdłuż każdej drogi na trasie.

Nie oznacza to jednak, że studnie na pustyni zniknęły całkowicie. Z pojedynczych ujęć nadal korzystają nomadzi wypasający kozy i wielbłądy jakich potykamy nieco dalej. Można do nich podejść, porozmawiać, ale robienie zdjęć wymaga zwyczajowej opłaty. Jedziemy dalej w kierunku Tinghir.

Spoglądając na góry nie mamy wątpliwości, że podróżujemy przez ziemie Berberów. Przypominają o tym wymalowane na skałach symbole wolności. Kilka kilometrów za Tinghir zatrzymujemy się przy punkcie widokowym na oazę i miasteczko La Cité Ishmarine, gdzie zapraszam na krótki spacer.

Po obejrzeniu z góry La Cité Ishmarine schodzimy do oazy między palmy i kukurydzę. Na ścieżce wita nas przewodnik w tradycyjnym stroju i turbanie, który chwilę wcześniej zaplatał z kilkunastometrowego szala. Spomiędzy drzew wystają ruiny opuszczonej kasby, na miejscu której powstają już nowe domy. Krótkie spotkanie z oazą traktujemy jako przerwę w podróży i za chwilę ruszamy dalej.

Ruszamy. Droga pnie się coraz wyżej i po kilkunastu minutach zatrzymujemy się ponownie, bo panorama w dole aż kusi by zrobić kilka zdjęć. W centralnym punkcie miasteczko Ait Ismene et Ihjjamen. To, co rzuca się w oczy, to jednolity koloryt górskich zboczy i starej zabudowy, która dosłownie zlewa się z tłem. Bliżej drogi powstają też nowe domy i chociaż nadal budowane są w marokańskim stylu to już z prawdziwej, palonej cegły.

Wąwóz Todra
Przed nami główna atrakcja dnia czyli malowniczy Wąwóz Todra (Todgha). Nazywany jest często skarbem geologicznym Maroka. Przez niektórych jest porównywany do Wielkiego Kanionu, a inni twierdzą, że sąsiedni Dades jest jeszcze bardziej imponujący. Tych ostatnich nie widziałam więc zostawię to bez komentarza. Na podstawie skąpych opisów starałam się natomiast znaleźć jakieś odniesienie do Kolorowego Kanionu na Synaju wyobrażając go sobie ze strumieniem płynącym doliną. W rzeczywistości i to porównanie nie okazało się trafione.

Todra robi wielkie wrażenie chociaż jest zupełnie inny. Czerwone skały wapienne sięgające 300 m spadają niemal pionowo na dno kanionu, którym płynie rzeka. Dziś jest płytka i jakby leniwa, ale po większych opadach staje się groźna. Kilometrowy spacer po wodzie i zalegających na dnie kamieniach jest przy tym upale fantastycznym, kojącym relaksem. Tylko dla niego warto tu zabrać odpowiednie obuwie by nie odmawiać sobie tej przyjemności. Jedyną rzeczą która tu nie pasuje jest betonowa droga przez co kanion traci swój dziki klimat. Wciśnięte w skały hoteliki i restauracje wyglądają na tle tych ścian jak małe, kartonowe pudełka. W niektórych miejscach groźnie zwisa na nimi skalny parasol, który w czasie ostatniej powodzi zniszczył jeden z budynków. Na szczęście obyło się bez ofiar, ale od tej pory zakazano już budowania kolejnych.

Rzeka Todra, zanim dotrze w rejon Tinghir, przeciska się przez Atlas Wysoki na długości ponad 40 km. Przez tysiące lat rzeźbi swoje koryto w podatnym gruncie, na który składają się wapienie i margle. Jej sprzymierzeńcami w tym procesie są wiatr, okresowe opady i duże różnice temperatur. Dlatego krajobraz kanionu ciągle się zmienia. Najbardziej spektakularny jest jednak ten ostatni odcinek, gdzie ściany wąwozu zbliżają się do siebie na odległość około 10 m. Na kolejnej stronie przejedziemy Doliną Róż do Ouarzazat.