Jednorazowy wyjazd z całą pewnością nie wystarczy by nacieszyć się plażą, krystalicznie czystą wodą i jednocześnie poznać ten kraj, a przynajmniej zobaczyć to co najcenniejsze. Dlatego postanowiłam tu wrócić i stopniowo nadrobić zaległości. Tym, którzy wybierają się w moje ulubione strony po raz pierwszy, a być może także niezdecydowanym przyda się krótka opowieść o kolejnych miejscach, które warto zobaczyć.
Zacznę od okolic Dubrovnika, które były zbyt blisko, aby odwiedzić je za pierwszym razem.
Trsteno
To mała miejscowość po drodze z Makarskiej do Dubrovnika i około 4 km od mojej „bazy wypadowej” w Orasacu. Warto się tam wybrać w nieco chłodniejszy dzień, aby zobaczyć słynne arboretum, uważane za jedno z najpiękniejszych w Europie przynajmniej do roku 1991. Podobno w czasie ostatniej wojny uległo częściowemu zniszczeniu, ale jest to nadal uroczy zakątek oferujący możliwość relaksu wśród fantastycznej roślinności.
Jego początki sięgają 1494 roku kiedy powstała tu letnia rezydencja Ivana Gucevicia. Z biegiem lat obszar ogrodu stopniowo rozszerzano, sprowadzając z całego świata egzotyczne okazy roślinności. Nie znam się na dendrologii i botanice, ale wygląda to naprawdę imponująco. W parku jest obecnie około 400 gatunków roślin pochodzących z wszystkich kontynentów, a umieszczone przy nich tabliczki informacyjne wyjaśniają wszystko.
Rośnie tu między innymi jeden z największych okazów platanu na naszym kontynencie mający ponad 60 m wysokości, 13 m obwodu i stanowi doskonały punkt orientacyjny. Arboretum położone jest na wysokiej stromej skarpie, z której rozpościera się wspaniały widok na wyspę Lopud i zatoczkę poniżej. Świetnym punktem widokowym jest kolumnowa wiata znajdująca się w pobliżu budynku lapidarium. Niedaleko stąd znajduje się niewielka kaplica św. Hieronima z XVII wieku i aleja prowadząca do ocienionej fontanny z 1736 r. przedstawiającej Neptuna w otoczeniu nimf. Wzniesiono ją by obłaskawić boga mórz po wielkim trzęsieniu ziemi z roku 1667.
W arboretum znajdziecie sporo antycznych lub pseudoantycznych budowli i eksponatów, a między innymi fragment rzymskiego akweduktu. Właśnie w jego pobliżu rosną trzy prawdziwe kolosy pochodzące z tego samego okresu: cedr libański, miłorząb japoński i platan orientalny. Niezależnie od upodobań, po dniach spędzonych w promieniach prażącego słońca, spacer zacienionymi alejkami będzie będzie z pewnością wspaniałym relaksem i dlatego warto tu wpaść chociaż na trochę.
Niestety jak wszystko w Chorwacji staje się coraz droższe. W czasie mojego pobytu wstęp do arboretum dla osoby dorosłej kosztował 35 kun, za dzieci płaciliśmy 14. Dziś osoba dorosłą musi zapłacić 50 kun, a dziecko/uczeń – 30 kun. (Aktualizacja cen – maj 2019 rok)
Wyspa Lokrum
Wyspa przeklęta, owiana legendą. To według niej w roku 1192 króla Ryszarda Lwie Serce, wracającego z wyprawy krzyżowej do Palestyny zastał na Adriatyku sztorm. W chwili śmiertelnego niebezpieczeństwa król ślubował postawić świątynię w miejscu, gdzie szczęśliwie wyląduje. Po długich tygodniach morskiej tułaczki właśnie Lokrum stało się miejscem ocalenia i królewska obietnica została spełniona.
Pozostawmy jednak legendę i przejdźmy do faktów. W roku 1023 powstał tu pierwszy klasztor benedyktynów, który miał strzec Dubrovnika. To właśnie z jego wieży strażniczej sygnałem dymnym informowano miasto o nadchodzącym niebezpieczeństwie. W czasie wielkiego trzęsienia ziemi w roku 1667 klasztor poważnie ucierpiał i ostatecznie został opuszczony w 1798. W roku 1806 żołnierze Napoleona na najwyższym wzniesieniu wyspy wybudowali Ford Royal czyli Twierdzę Królewską.
W 1858 r. Lokrum kupił arcyksiążę Maksymilian Habsburg, przyszły cesarz Meksyku, który przebudował uszkodzoną część klasztoru na neogotycki pałacyk i założył istniejący do dziś ogród botaniczny, tworząc sobie namiastkę raju na ziemi. Ogród jest rzeczywiście imponujący, a w pałacyku mieści się dziś restauracja. Na całej wyspie królują pawie, które spotkać można nie tylko w ogrodzie, ale także na urwistych zboczach dawnego Fotu Royal, skąd roztacza się wspaniały widok.
Jedna z atrakcji wyspy Mrtvo More, czyli słone jeziorko, wcale mnie nie zachwyciło z powodu nieprzyjemnego zapachu. Wyspa jest niewątpliwie miejscem licznych wycieczek, a także miejscem wypoczynku mieszkańców Dubrovnika. W końcu leży tylko w odległości 600 m od Starego Portu. Osobiście jednak zawiodłam się licząc, że znajdę tu także miejsce do nurkowania i odpoczynku. Zraziły mnie wybetonowane „plaże”, zejścia do wody po stalowych drabinkach i wróciłam przed czasem. Może to i dobrze. W końcu Lokrum to Wyspa Miłości, ale także wyspa przeklęta. Podobno po usunięciu z niej benedyktynów, mnisi obłożyli wyspę klątwą, w wyniku której spędzenie tu choćby jednej nocy sprowadzić ma na człowieka nieszczęście. Można temu wierzyć lub nie, ale faktem jest, że arcyksiążę Maksymilian Habsburg zginął tragicznie, rozstrzelany w Meksyku, a kolejny właściciel – książę Rudolf popełnił samobójstwo.
Lokrum trzeba jednak zobaczyć chociażby po to, by mieć swoje własne zdanie na temat jednej z największych atrakcji okolic Dubrovnika. Na wyspę można dostać się pływającymi taksówkami ze starego portu przy Starym Mieście. Aby uniknąć drogiego parkowania samochód można zostawić w Dubrowniku na Jana Pawła II i dojechać dalej autobusem, albo zatrzymać się w zatoczkach na drodze do Cavtat i zejść schodkami na Stare Miasto. Jak policzyłam jest ich dobrze ponad 500 i nie każdy uzna to za rozrywkę. Dla mnie to była rozgrzewka i spojrzenie na miasto z innej strony. Taksówki wodne kursują co pół godziny od 9.00, a ostatni kurs z Lokrum jest o 19.30.