Wokół Fuji Yama – Fuji Subaru Line 5th   
Po kolejowej wyprawie do Kamakura na dobre żegnamy się z Tokio i po raz pierwszy ruszamy na nieco dalszą wyprawę autokarem. Dzień pod wspólnym hasłem „wokół Fuji Yama” zakończymy w nadmorskim kurorcie Atami. Między innymi dla tej wycieczki zaplanowałam wyjazd w sierpniu, bo japońskie przepisy pozwalają na podchodzenie do szczytu Fuji tylko przez dwa wakacyjne miesiące w roku. Niestety, przeliczyłam się całkowicie bo sierpień to pora tajfunów i chociaż nie zawsze muszą nadejść, to w tym roku musiały. Mamy i tak wielkie szczęście, że odsunęły się na północ wyładowując swoją siłę nad wyspą Hokkaido, gdzie dziennie spadało około 250 litrów wody na metr kwadratowy. W naszych warunkach 50 l/m2 to już lokalne podtopienia i powodzie. Chociaż na trasie nawet pojawiało się słońce, to ostatecznie marzenia o widoku na szczyt prysły w gęstych ołowianych chmurach.

Przy okazji mogliśmy jednak poczuć komfort podróżowania po japońskich drogach i tylko pozazdrościć, chociaż na dalszą trasę, to strata czasu. Po drodze zatrzymujemy się na parkingu przy ośrodku kultury Fuji gdzie można poznać historię wulkanu i spokojnie kupić najróżniejsze pamiątki, których potem już nie będzie. Stąd już tylko droga w górę. Jedną z ciekawostek jest grający odcinek trasy, gdzie przy jeździe z określoną prędkością koła samochodu wydają dźwięk składający się na melodię znanej japońskiej piosenki. Taka sobie asfaltowa pływa winylowa, jakiej dotąd nie spotkałam nigdzie.

Końcówka trasy to wielki parking na najsłynniejszej stacji – Fuji Subaru Line 5th na wysokości 2305 m n.p.m. Spotykamy tu tysiące ludzi w strojach lepiej lub gorzej pasujących do wyprawy na szczyt. Co tam zobaczą? – trudno powiedzieć, ale tu w rejonie stacji, co kilka minut chmury ograniczają widoczność poniżej 50 m. Na zrobienie zdjęcia trzeba cierpliwie poczekać. W wielkim pawilonie można zjeść, kupić wszystko co potrzebne do wyprawy i setki pamiątek. Kartki pocztowe można udekorować okolicznościowym stemplem i od razu wysłać. Dojdą do Polski w ciągu dwóch tygodni. No i warto przynajmniej chwycić za szczyt na okolicznościowej tablicy, bo do tego prawdziwego, na wysokości 3776 m, jeszcze dużo zostało.

W programie pobytu miał się znaleźć także przejazd kolejką linową do malowniczej doliny Owakudani, znanej z gorących źródeł, fumaroli siarkowych i wrzących stawów. Niestety, program nie był chyba długo aktualizowany, bo od dawna ta atrakcja jest niedostępna ze względów bezpieczeństwa i stężenie trujących gazów.

Czyżby od ostatniej erupcji w 1707 roku Fuji znów chciał się przebudzić? Jak by nie było, to dziś bogini Konohana-no-sakuyahime-no-mikoto okazała się niełaskawa. Tak przynajmniej twierdzą wyznawcy shinto, dla których Fuji jest świętą górą, na którą dopiero w okresie Meiji, od 1868 roku wolno wchodzić kobietom. Nie jest to jednak powód, dla którego można o niej mówić Fuji-san lub jeszcze grzeczniej Fuji-sama. Japończycy twierdzą, że taki zwrot to dziwny twór obcych i sami go nie używają.
Stąd pojedziemy w kierunku malowniczego jeziora Kawaguchiko i Kachi-Kachi Yama, które wiążą się ze straszną japońską bajką, ale o tym już na kolejnej stronie.