Kyoto – Gion – dzielnica gejsz 
Późnym popołudniem zagłębiamy się w starą dzielnicę Gion nazywaną potocznie dzielnicą gejsz, bo tu uczą się swojego trudnego fachu, tu mieszkają i o tej porze najłatwiej je spotkać gdy wychodzą do pracy. W dialekcie Kyoto nie nazywają się jednak gejszami tylko geiko. Zanim uzyskają ten tytuł są przez wiele lat praktykantkami czyli maiko. Po czym je rozpoznać na ulicy? Geiko chodzi w charakterystycznej peruce, ma tradycyjnie rozjaśnioną twarz i kontrastujący z nią makijaż podkreślający wąskie usta. Jej strój jest stonowany. Maiko ma tradycyjnie upięte, ale własne włosy, zwykle przyozdobione kolorowymi szpilkami, nie wybiela twarzy, a jej strój jest zdecydowanie bardziej kolorowy. Na tle innych kobiet, ubranych nawet w tradycyjną yukatę, zdecydowanie się wyróżniają.

Na swoich zdjęciach nie pokażę ich jednak, bo zmęczenie osłabiło moją czujność i zauważyłam geiko dopiero gdy stanęła obok mnie na przejściu, oczekując na zmianę świateł. Nie należę do tych, którzy strzelają komuś fotkę prosto w twarz. Niestety są wśród nas i tacy, którzy traktują pobyt w Gion jak polowanie na safari. Rozumiem, że są atrakcją tej dzielnicy i miasta, ale nie dziwolągami, za którymi się biega, zaczepia i strzela lampą po oczach. Co innego dyskretnie, z wykorzystaniem siły swojego obiektywu, o który warto się postarać. Nie dziwię się ich skargom na turystów, bo odrobina taktu to coś, o czym często zapominamy.

Krążąc po uliczkach Gion nawet bez przewodnika łatwo znajdziecie domy w których mieszkają, bo przed każdym widoczne są drewniane tabliczki z ich nazwiskami. Kim są geiko? Na pewno nie damami do towarzystwa w europejskim rozumieniu. Są wirtuozami w swoim fachu, na który składa się ubiór, makijaż, umiejętność konwersacji, parzenia herbaty, taniec i gra na ludowych instrumentach. Pracują na ten tytuł wiele lat przechodząc kilka etapów szkolenia począwszy od shikomi, przez minarai do maiko i tu okres stażu zajmuje zwykle pięć lat. Potem mogą marzyć o staniu się geiko. Na etapie shikomi zwykle nie opuszczają domu, sprzątając i służąc onee-san (starszym geiko), a do zawodu przygotowują się w szkole geiko w hamanachi (tak zwykle nazywa się enklawy geiko jako dzielnice kwiatów).

Zdobycie tego poziomu jest trudniejsze niż dyplomu na niejednej z naszych uczelni dlatego spędzenie wieczoru w ich towarzystwie nie jest ani proste, ani tanie. Zaproszenie na wieczór do wykwintnej restauracji shidashiya wymaga pośrednictwa osoby znanej i zaufanej, a koszt z jakim trzeba się liczyć może sięgać nawet kilku tysięcy dolarów. Dla turystów jedyną szansą zobaczenia maiko jest miejscowy teatr, przed którym zrobiłam ostatnie zdjęcie. Niewiele biur ma jedna taką ofertę, bo zwykle nie bylibyśmy w stanie zrozumieć, ani docenić kunsztu takiego przedstawienia. I wcale nie jest to powód do wstydu. Krążąc po uliczkach warto zwrócić uwagę na charakterystyczną szerokość fasady domów. Ma ona zwykle kilka metrów, ale zabudowanie sięga w głąb nawet na kilkanaście. Wynika to stąd, że podatek od nieruchomości płaciło się kiedyś właśnie od szerokości fasady. W Gion trudno pozostać głodnym i spragnionym bo mnóstwo tu restauracyjek i tradycyjnych herbaciarni (ochaya), które powstały z myślą o pielgrzymach odwiedzających pobliska świątynię Yasaka.