11 kilometrów od centrum Jaipuru góruje nad okolicą Fort Amber, dawna stolica królestwa i symbol potęgi rodu Kaczwaha. Jedziemy tam z samego rana by zająć dobrą pozycję startową, ale i tak nie jesteśmy pierwsi. Idąc w kierunku wejścia mijamy kilka rzędów zaparkowanych Jeepów, bo do fortu można wjechać  nimi, albo na słoniach. Organizatorzy tej atrakcji starają się zapewnić jakąś równowagę między tymi środkami transportu, ale nam udaje się w całości dołączyć do „słoniowej” kolejki. Tu przygotujcie się na frontalny atak handlarzy, bo skoro nie można się oddalić jesteśmy łatwym celem. Ozdobne turbany, rzeźby hinduskich bóstw i biżuteria to najczęściej oferowane towary. Najlepsze i najtańsze, ale nie warto rozmawiać o kwotach wyższych jak jedna trzecia proponowanej ceny. Na górze, w forcie, turban oferowany tu za 300 rupii kupicie bez targowania za 200.

Wreszcie wchodzimy na rampę i dosiadamy naszego słonia, a dokładniej metalowej platformy umieszczonej na jego grzbiecie. Dobrze, że ma jakieś zabezpieczenia bo huśta i telepie na wszystkie strony. Dopiero po pewnym czasie zaczynamy zgrywać się z tym rytmem i nawet udaje się zrobić niezłe zdjęcia. Droga pod górę jest bardzo wąska i w czasie gdy słonie mijają się dotykamy stopami muru. Na to trzeba uważać, bo słoń nie jest w stanie odgadnąć z jaką siłą wciska nas w ten mur. Nagrodą są wspaniałe widoki. Po około 20 minutach docieramy do Bramy Słońca prowadzącej na obszerny dziedziniec.

Ród Kaczwaha władał terenami wokół Amberu już w X w. i jak przystało na klan wojowników musiał posiadać swoja warownię. Z całą pewnością jednak nie dorównywała potęgą twierdzy, jaką dziś możemy oglądać. Dopiero koligacje rodzinne z kolejnymi mogolskimi władcami otworzyły drogę ku temu, by własne wojenne zasługi zaczęły napełniać skrzynie złotem. Wybudowanie fortu przypisuje się Radży Man Sigh’owi I, chociaż obecny wygląd jest wynikiem rozbudowy trwającej kolejne 150 lat. Obszerny dziedziniec, na którym żegnamy się ze słoniami to Jaleb Chowk, gdzie odbywały się parady wojskowe po zwycięskim powrocie z wypraw wojennych. Tu również maharadża dokonywał przeglądu straży pałacowej, a w okalających go budynkach znajdowały się stajnie i kwatery dla żołnierzy.

Stąd obszernymi schodami wchodzimy do głównej części pałacowej. Tu na drugim dziedzińcu mieściła się sala audiencji publicznych Diwan-i-Am. Kwatery prywatne maharadży znajdowały się na trzecim dziedzińcu, gdzie postawiono dwa budynki rozdzielone perskim ogrodem zgodnie z modą przyniesioną przez mogolskich władców. Czwarty dziedziniec wyznaczały budynki kobiecej części pałacu zwanej Zanani Deorhi.
Na wyższych partiach wzgórza rozciąga się kolejna linia umocnień. To Jaigarh Fort, który miał być miejscem ewentualnego odwrotu z dolnego fortu gdyby nie dało się go utrzymać. Oba połączone są siecią podziemnych korytarzy. Pomimo, że mury górnego fortu Jaigarh są znacznie ciemniejsze i wyglądają na starsze jest dokładnie odwrotnie. Został zbudowany przez Jai Singh’a III z czerwonego piaskowca, stąd ciemny kolor, a pochodzi z 1726 roku.

Ciekawostką kompleksu obronnego Amber źródłem sporych dochodów maharadżów Amberu była nowoczesna odlewnia oparta na bogatych pokładach rudy żelaza znajdujących się w okolicy. Tu wytwarzano między innymi kule armatnie dla mogolskiej armii cesarskiej, a później także dla Anglików. Fort miał także własny system pozyskiwania, transportu i magazynowania wody. Nie widziałam ich, ale są tu podobno trzy olbrzymie zbiorniki, z których największy jest w stanie pomieścić 6 mln galonów wody (ponad 22 mln litrów).

Ukryto tu podobno olbrzymi skarb maharadżów Amberu, ale poszukiwania w latach 1975-77 nie przyniosły żadnego rezultatu i ostatecznie uznano, że skarb został pochłonięty przez budowę Jaipuru.

Spoglądając na rozległe mury i umocnienia obronne trzeba przyznać, że był to kompleks godny największego króla. Jak podają miejscowe statystyki Pałac Amber odwiedza dziennie około 5000 turystów, co mniej więcej odpowiada połowie gości Taj Mahal. Bez przesady można jednak powiedzieć że bywa tu cały świat.